1. Slippery Slope 4:15
2. Reserpine 5:29
3. JazzMeta 6:27
4. Refugee 7:25
5. The Seeker 3:50
6. Do Not Make A Village 9:01
7. Pippi Was Here 8:20
8. PsychoBeat 8:13
9. PL Lady 3:32
Rok wydania: 2019
Wydawca: OSKAR
http://smashthecrash.pl/
Smash The Crash, to kolejne ciekawe zjawisko, które zrodziło się w
łódzkiej aglomeracji. Zjawisko w miarę nowe, bo zespół ukształtował się
w 2017 roku. Głównym kompozytorem jest tutaj gitarzysta Rafał Szewczyk.
Kwartet jaki udało mu się stworzyć: Michał Karkusiński – klawisze,
Marcin Błasiak- bas, Łukasz Moszczyński – perkusja, to jednak prawdziwy
kolektyw. To co razem udało im się „wy-Smashyć”, sprawia że ręce same
rwą się do oklasków. I przyjdzie na to czas niebawem. Zespół jest jedną z
tegorocznych atrakcji Toruńskiego Festiwalu Rocka Progresywnego. „PL
Lady”, to pełnowymiarowy debiut, lecz nie pierwsze wydawnictwo zespołu.
Rok temu ukazała się Ep- ka, nosząca tytuł „Baba Jaga”.
Zespół obraca się w luźnych obszarach muzyki fusion, łącząc elementy
progresywnego rocka , metalowych, ostrzejszych brzmień i jazzowej
estetyki. Granie takiej muzyki wymaga sporych umiejętności, oraz polotu.
Łodzianie niewątpliwie to mają. Składająca się z 9 kompozycji „PL
Lady”, to płyta instrumentalna, z jednym wyjątkiem , 3 minutowej
kompozycji tytułowej, zamykającej całe wydawnictwo.
Rozpoczynający płytę „Slippery Slope”, charakteryzuje elektroniczny beat
perkusji i sterylne brzmienie klawiszy. Kompozycja sprawia wrażenie
takiej futurystycznej ścieżki dźwiękowej, jakby wyjętej z obrazu sci-fi.
„Reserpine” – już zdecydowanie gitarowy, nieco bardziej slow, jednak
gitarowe solówki iskrzą tutaj niczym noworoczne fajerwerki.
„JazzMeta” – tutaj sam tytuł sugeruje co będzie się działo w kwestii
muzycznej. Właściwie można by dokooptować do tytułu literkę L, bo to
taki rasowy, soczysty jazz-metal właśnie. Wkradła się tutaj również
odrobinka aury Carlosa Santany.
„Refugee” – choć tytuł sugeruje jakieś skojarzenia z grupą powstałą na
początku lat 70 tych, jednak muzycznie to numer, który bardziej
przylgnąłby raczej do repertuaru Joe Satrianiego.
„The Seeker” – jakieś samplowane, poszarpane strzępki rozmów i kobiece
chórki (Anna Guhs), już na wstępie wprowadzają ciekawy klimat. Potem
wchodzą szorstkie gitary i klimatyczne, wyższe gitarowe rejestry. Ta
kompozycja z kolei kojarzy mi się z drugim gigantem gitarowego rzemiosła
– Steve Vaiem.
„Do not make a village” – plumkanie klawiszy przywodzi mi na myśl
muzykę Ozric Tentacles, czy Quantum Fantay, potem jest trochę
elektronicznego beatu podobnie jak w pierwszej kompozycji, fajna
gitarowa solówka i zwolnienie przychodzące z fortepianowym brzmieniem
klawiatury. To najdłuższa (9 minut), najbardziej rozbudowana i
wszechstronna kompozycja.
„Pippi was here” – to fajny, klimatyczny, jazz rockowy numer. Również
nie krótki – 8 minut chilloutowej świeżości, z gitarowym żarem w
końcówce.
„Psycho Beat” – zaczyna się bardzo, spokojnie. Potem atmosfera narasta,
pobudzając do życia dźwięk saksofonu, na którym gościnnie zagrał tutaj
Michał Kobojek. I to właśnie ujazzowiony saksofon (niczym u Jana
Garbarka), kreuje klimat tej kompozycji.
„PL Lady” – jedyna, można śmiało powiedzieć piosenka. Traktuje o
stosunkach damsko-męskich. Zdecydowanie prostsza w odbiorze, choć jak
wiadomo, takie relacje potrafią być bardziej złożone i skomplikowane,
właśnie tak, jak cały materiał tej płyty. I na tym chyba polega cały jej
urok.
Tak się akurat złożyło, że materiał tego albumu, przyswajałem sobie
równolegle z nową płytą The Aristocarts (Guthrie Govan, Bryan Beller,
Marco Minnemann). I choć to gwiazdorskie power trio również obraca się
gdzieś w rejonach muzyki fusion, jednak jeżeli chodzi o czerpanie
przyjemności płynącej z muzyki, zdecydowanie bardziej polecam łódzki
power kwartet Smash The Crash!
8/10
Marek Toma