1. Topless
2. Ugly Rainbow
3. Glassy Sea
4. 4 am
5. Celsius & Fahrenheit
6. Turned On Girl, Turned Off Boy
7. It’s a good place to get lost… or be found
8. Greenfield Land
9. Unicorn Hunters
10. Like Eurydice
11. Thinking of my friends who went away
Rok wydania: 2012
Wydawca: Domino Media
http://www.slideonvenus.com
Dość długo zabierałem się do zrecenzowania tego albumu. Muszę przyznać,
że zachwycony poprzednią EPką grupy, miałem nieco trudny orzech do
zgryzienia. Pełny album SLIDE ON VENUS* nie do końca spełniał moje
oczekiwania. Spodziewałem się w prostej linii kontynuacji młodzieńczej
werwy zawartej na „Put music to your troubles”. Natomiast to co Francuzi
prezentują na swoim debiutanckim albumie jest muzyką dużo bardziej
przemyślaną, powiedziałbym nawet, że więcej w niej przestrzeni… a
klimat w zestawieniu z melodiami niejednokrotnie jest nieco refleksyjny.
W sumie to dość naturalne – skoro grupa, która ma na koncie trzy
minialbumy i grubo ponad setkę koncertów, a zdecydowała się na wydanie
długograja – jest to poważny krok w ich karierze i trudno nie spodziewać
się, że będzie to oblicze bardziej dojrzałe.
Jedenaście kompozycji zawartych na krążku „Toppless” mieści się w
przyzwoitym czasie trwania trzech kwadransów, co dla intensywnej
pop/punk/rockowej estetyki jest wystarczające. Wbrew temu co napisałem
wcześniej, nie sposób odmówić muzykom przekazywania pozytywnej energii.
Taką tchnie każdy utwór – choćby nie wiem jak melancholijny się wydawał.
Punk rockowa rytmika w zestawieniu z poprockowymi melodiami a nawet
pozornie zbyt zmiękczonymi chórkami to formuła, którą zespół wypróbował
już wcześniej.
O wcześniejszym młodzieńczym zapale przypominają nie tylko niektóre z
utworów, ale i szczegóły, jak smaczki w postaci dołożonych sampli.
Zresztą już oprawa albumu nastraja optymistycznie i ukazuje zespół jako
ludzi nie pozbawionych dystansu do siebie i własnej twórczości.
Po wielokrotnym przesłuchaniu tego albumu, cieszę się że takie właśnie
oblicze przyjęła muzyka SLIDE ON VENUS*. Wydaje się, że to ja musiałem
dojrzeć do zawartości albumu. Kto wie, może to formuła idealna… może
energia która ziała z 20 minutowej EPki, na pełnym albumie byłaby
karykaturą oblicza zespołu – więc chyba dobrze jest jak jest.
Mamy tu zatem kopalnię melodii, fajnych motywów, masę energii nieco
luzu, który stroni od przesady, ale i pozostawiono miejsce na
emocjonalny oddech… i nie chodzi tu wcale o zwolnienia tempa.
Nie wiem, czy zwolennicy zespołu mieli podobne spostrzeżenia odnośnie
rozwoju grupy, ale jeśli macie ochotę poznać muzykę Francuzów, EPki są
jedynie zasygnalizowaniem tego co SLIDE ON VENUS* ma do zaproponowania.
„Topless” to bardzo dobra płyta. Może nie porwała mnie od początku, ale z
każdym kolejnym przesłuchaniem zyskiwała w moich oczach. Musicie
pamiętać jednak, że było to spojrzenie przez pryzmat poprzedniej EPki.
Kto wie, jeśli to będzie wasz pierwszy kontakt z muzyką zespołu – od
pierwszych taktów udzieli wam się power/indie/popowa wizja zespołu.
Uważam ten krążek za bardzo dobry. A nawet za taki, który wybija się ponad konwencje.
8/10
Piotr Spyra