1. Delusions of Saviour
2. Repentless
3. Take Control
4. Vices
5. Cast the First Stone
6. When the Stillness Comes
7. Chasing Death
8. Implode
9. Piano Wire
10. Atrocity Vendor
11. You Against You
12. Pride in Prejudice
Rok wydania: 2015
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.slayer.net/
Jesień obfituje w najróżniejsze muzyczne premiery. Jedną z
najważniejszych jest niewątpliwie pierwszy po sześcioletniej przerwie
studyjny album legendy thrash metalu, Slayera. Album, na który
czekaliśmy bardzo długo (to ich najdłuższa przerwa w historii), pewnie
większość z wypiekami na twarzy, ale również z obawami, które rodziły
się w głowach wielu słuchaczy.
Od wydania „World Painted Blood” wydarzyło się dość dużo. I nie chodzi
tu o częste wizyty w naszym kraju (między 2010 a 2014 odwiedzali nas co
roku), ale o sprawy wewnątrz zespołu. Najtragiczniejszym wydarzeniem
była śmierć gitarzysty, Jeffa Hannemana. Człowieka odpowiedzialnego za
najbardziej klasyczne utwory w repertuarze (m.in. „Angel of Death”,
„Raining Blood” czy „South of Heaven”). Ponadto w nienajlepszych
okolicznościach ze Slayerem rozstał się perkusista Dave Lombardo, jeden z
najlepszych pałkerów w historii metalu. Pierwszego zastąpił Gary Holt z
Exodusa, a drugiego – syn marnotrawny Paul Bostaph, który ze Slayerem
nagrał już cztery albumy (licząc z „Undisputed Attitude”). Na
dolegliwości ze zdrowiem narzekał z kolei Tom Araya. Nie napawało to
optymizmem. Warto jednak te wszystkie czarne myśli schować przed
odpaleniem „Repentless”. Ta płyta nie ma startu do „Reign in Blood”, ale
zważywszy w jakich okolicznościach powstawała można odetchnąć z ulgą.
To wciąż Slayer, na którego tak mocno czekaliśmy przez ostatnie lata.
Świadczą o tym przede wszystkim szybkie, konkretne strzały. Takie są:
utwór tytułowy (najszybszy w zestawie), „You Against You” z riffem,
który nie pozostawi nikogo obojętnym, a także „Take Control”. Tu
wszystko jest na swoim miejscu – Araya wypluwający słowa z prędkością
karabinu, świetne partie Bostapha, dzięki czemu nie zatęsknimy zbytnio
za Lombardo oraz pojedynki solowe – być może dla niektórych zbyt
zachowawcze, ale i tak godne pochwały. A to wszystko w miażdżącym
opakowaniu Terry’ego Data, który w przeszłości współpracował chociażby z
Panterą czy Deftones.
Przeciwną grupę stanowią kompozycje wolniejsze (jak na standardy zespołu
rzecz jasna), takie w tradycji „South of Heaven”. Najwięcej
kontrowersji wywołała jedna z czterech kompozycji udostępnionych przed
premierą, „When the Stillness Comes”. Mroczna atmosfera, wokalista
śpiewający dość melodyjnie. Wielu pokręci nosem, ale mi od zawsze
bliższa była ta „spokojniejsza” odsłona twórczości Zabójcy, więc
przyjmuje go z otwartymi ramionami, tak samo jak „Cast the First Stone” z
„plemienną” perkusją, „Chasing Death” oraz „Vices” (wszystkie zawarte,
wraz z „When…”, obok siebie, co daje ciekawy zabieg artystyczny) – z
jednej strony nie tak szybkie, ale powalające swoim „slayerowatym”
ciężarem. Oba kierunki przenikają się z kolei w „Implode” i zamykającym
„Pride in Prejudice”. Pewną niespodzianką będzie instrumentalny
„Delusions of Savoiur” z chwytliwym motywem (skojarzenia biegną w stronę
Metalliki) budującym napięcie. W końcu to otwieracz. Ponadto znajdziemy
tu „Piano Wire”, czyli utwór skomponowany przez Hannemana. Od razu
czuć, że to kompozycja jego autorstwa. Fajnie, że muzycy oddali mu hołd w
ten sposób. Jedynym większym nieporozumieniem jest zamieszczenie
„Atrocity Vendor”. Tak, dokładnie tego samego, który poznaliśmy przy
okazji wydania limitowanego „World Painted Blood”. Czyżby nie mieli
niczego więcej w zanadrzu, że muszą posiłkować się starociami? Trochę to
dziwne.
Ocena „Repentless” będzie zależała od nastawienia przed pierwszym
przesłuchaniem. Jeśli ktoś oczekiwał kolejnej klasycznej pozycji może
poczuć się zawiedziony. Z kolei osoby, które chciały dostać – po prostu –
nowy krążek Zabójcy nie powinny zgłaszać reklamacji. Ja należałem do
tych drugich i pewnie dlatego jedenasty studyjniak sprostał moim
oczekiwaniom. A nawet więcej – to album lepszy niż dwa poprzednie.
8/10
Szymon Bijak