SKULL FIST – 2018 – Way of the Road

1.You Belong to Me
2.No More Runnin
3.I Am a Slave
4.Witch Hunt
5.Way of the Road
6.Heart of Rio
7.Better Late Than Never
8.Don’t Cross Me
9.Stay True

Rok wydania: 2018
Wydawca: NoiseArt Records
https://www.facebook.com/skullfisted/


Nowa płyta SKULL FIST, kanadyjskich piewców klasycznego heavy/speed metalu była dla mnie jedną za najbardziej wyczekiwanych pozycji bieżącego roku. Po tym co panowie zaprezentowali cztery lata temu na fenomenalnym „Chasing the Dream” byłem cholernie ciekaw czy premierowy materiał zdoła utrzymać równie wysoki poziom. Ponadto „trzeci album” uważany jest za ten przełomowy, a jak to się ma do nowego albumu SKULL FIST? Teraz kiedy wszystko stało się jasne – nowy krążek od pewnego czasu jest już dostępny – można dokonać ogólnej oceny.

Tym, którzy do tej pory nie mieli styczności z muzyką Zacha Slaughtera nadmienię, że „Way of the Road” jest ich trzecim albumem studyjnym. Muzyka jaką tworzą jest głęboko osadzona w specyfice lat 80 i próżno w niej szukać przebłysków nowoczesności i to pod każdym względem. Na tej podstawie ktoś może wysnuć wniosek – łee tam, to pewnie kolejna kapelka zrzynająca z tuzów klasycznego grania i nic ponadto. Nic bardziej mylnego! Otóż, SKULL FIST pomimo wyczuwalnej słabości wobec gitarowego grania sprzed lat, charakteryzuje coś więcej. Otóż, muzycy posiedli wyjątkową umiejętność – mianowicie tworząc dźwięki w dość klasycznym stylu, robią to w sposób wiarygodny i naturalny. Dodatkowo potrafią nadać muzyce szaleńczego wigoru, werwy i o tym przekonywały dwa poprzednie wydawnictwa.
„Way of the Road” nie przynosi drastycznych zmian w kwestii stylistycznej – panowie wciąż wydają się być głęboko związani z przeszłością i dobrze! Tym niemniej trzeci album Kanadyjczyków różni się od sowich dwóch poprzedników. Na wstępie akcentuje to już sama szata graficzna. Na okładce zamiast malowanej maskotki – kościotrupa ze świecącymi ślepiami widzimy zdjęcie ekipy SKULL FIST, która wygląda na dość zmarnowaną (prawdopodobnie z powodu awarii samochodu w tle). Dość nietypowy pomysł na okładkę, ale luz – coś sobie panowie umyślili i tak zostało. Metamorfozie nie uległa za to forma wnętrza bookletu. I tym razem znaleźć tam można obfitą ilość fotek z fanami zespołu, a to zawsze cieszy oko, szczególnie osoby, którym udało się trafić do wkładki.

Spora przemiana dokonała się w sferze stricte produkcyjnej. „Way of the Road” jest najlepiej brzmiącą płytą SKULL FIST! Całość brzmi soczyściej, pełniej i co tu dużo mówić, bardziej profesjonalnie. To pozytywnie wpływa na ogólny odbiór – pod tym względem dokonał się znaczący progres. Szkoda tylko, że jakość produkcyjna nie przełożyła się na jakość samych pomysłów. Choć otwierający całość, „You Belong to Me” napawa wyłącznie optymizmem nie rodząc żadnych uwag – numer jest po prostu genialny, to potem bywa już różnie. Nie chcę być źle zrozumiany, bo album nie jest zły. Chodzi raczej o to, że nowym pomysłom zabrakło żywiołowości, która była nieodzowną częścią poprzednich wydawnictw. Tak jakby tworzenie tego materiału nie było łatwe, a sam zespół jakby złagodniał. Są momenty gdy machina działa na wysokich obrotach (I Am a Slave, rock’n’rollowy „Better Late Than Never” oraz „Don’t Cross Me” z żarliwymi motywami gitarowymi), ale są też chwile kiedy panowie wydają się jakby zmęczeni – nie potrafię tego wyjaśnić. Oprócz tego Kanadyjczycy pozwolili sobie na wędrówki w nieco odmienne, łagodniejsze rejony stylistyczne o rockowym charakterze. Potwierdzają to m.in. „Heart of Rio” przywołujący na myśl dokonania grupy SCORPIONS oraz DOKKEN, bluesowo bujająca kompozycja tytułowa czy też zamykający całość, balladowy „Stay True”. Ciekawostkę może stanowić wyróżniający się na tle reszty (zwłaszcza klimatem) „Witch Hunt”. Posiada dziwnie opętańczą atmosferę, która osobiście przywodzi mi na myśl wczesne MERCYFUL FATE.
Uwagę zwraca także fakt, że Zach Slaughter nie stroni od wysokich rejestrów, co niekiedy bywa mocno wyeksponowane. Mnie to w żadnym stopniu nie przeszkadza, ale zdaję sobie sprawę, że jego śpiew może wzbudzać mieszane odczucia (u innych). Tak to już bywa w przypadku specyficznych wokalistów, o czym świadczą takie osobistości jak: King Diamond czy też Geddy Lee – nie każdy ich trawi. Za to każdy powinien docenić nowy nabytek zespołu, perkusistę JJ Tartaglia, którego energetyczna gra nadaje muzyce tzw. kopa. Coś mi jednak podpowiada, że na kolejnych płytach (o ile nadal będzie zasilał szeregi SKULL FIST), ten pan rozkręci się jeszcze bardziej. Odnoszę wrażenie, że na „Way of the Road”, muzyk sprawdzał teren, nie pokazując tak naprawdę wszystkiego na co go stać. W ogóle instrumentalnie nowe dokonanie Kanadyjczyków nie budzi zastrzeżeń – panowie znają się na rzeczy i to słychać (również na żywo, o czym dane było mi się przekonać kilka tygodni temu).

Podsumowując, w moim odczuciu, nowy krążek SKULL FIST – mimo, że nie jest to album zły – nie przebija żarliwego poprzednika. Tym razem zabrakło nieco ikry i werwy, którymi tętnił pamiętny „Chasing the Dream”. Co prawda nowe kompozycje zyskują na wartości już po kilku odsłuchach, tym niemniej „Way of the Road” nie jest dokonaniem przełomowym i może być uznawany tylko i wyłącznie jako płyta dobra, nic ponadto. Gdyby całość miała taką moc jak „You Belong to Me”, można byłoby mówić o całkowitym powodzeniu – wtenczas dycha murowana!

7,5/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *