SINSAENUM – 2016 – Echoes Of The Tortured

SINSAENUM - 2016 - Echoes Of The Tortured

1. Materialization
2. Splendor And Agony
3. Excummunicare
4. Inverted Cross
5. March
6. Army Of Chaos
7. Redemption
8. Dead Souls
9. Lullaby
10. Final Curse
11. Condemned To Suffer
12. Ritual
13. Sacrifice
14. Damnation
15. The Forgotten One
16. Torment
17. Anfang des Albtraumes
18. Mist
19. Echoes of The Tortured
20. Emptiness
21. Gods Of Hell

Rok wydania: 2016
Wydawca: Peccatum Records / Ear Music
http://www.sinsaenum.com


Zmęczony zmarnowaną na SORze niedzielą, wracałem późną porą mym środkiem prywatnej komunikacji do domu. Aura stawała się coraz bardziej podła, a ja nerwowo przełączałem kolejne programy radiowe w poszukiwaniu czegoś zdecydowanie ciekawszego do słuchania niż irytujący mnie i anemiczny do bólu głos pana artysty, który „chciałby umrzeć z miłości”. Poniekąd bez skutku, bo przypomniałem sobie o płycie dopiero co otrzymanej. W wersji „promo” i bez okładki początkowo nie dawała mi szans na pojęcie z kim i czym wnet przyjdzie mi się skonfrontować. Szybki rzut oka na krzaczaste i nieczytelne logo od razu przekonał mnie, że materiał na niej z pewnością będzie o niebo (o piekło lepszy), aniżeli papka sącząca się z radia. Szczęśliwie, tak właśnie było.

Noc, gęstniejąca mgła, prawie opustoszała autostrada – idealna sceneria dla zawartości owego albumu, rozpoczynającego się z wolna tajemniczo i złowieszczo, niczym prolog leciwego horroru, by po minucie z okładem eksplodować z furią dźwięków. Irytacja z miejsca ustąpiła ciekawości i zadowoleniu.

Cóż tak pięknie grało? Ano Sinsaenum. Zespół, a dokładniej tzw. supergrupa, która już jakiś czas temu dała znać o sobie utworem i zrealizowanym doń teledyskiem „Army Of Chaos”. „Supergrupa”, gdyż spotkały się w niej znane persony scen metalowych, a za głównego prowodyra jej powstania uznawany jest Frédéric Leclercq z dalekiego od ekstremy Dragonforce. Od pewnego czasu próbował on zrealizować swe deathmetalowe fantazje, a skutecznie mu w tym pomogli panowie Sean Zatorsky (Dååth, Chimaira), Stephane Buriez (Loudblast), Seth Heimoth (Seth), Attila Csihar (Mayhem) oraz Joey Jordison (VIMIC/ex Slipknot), który oczywiście dostał etat fizycznego w kapeli.

„Echoes Of The Tortured”, bo tak tytułowane jest niniejsze wydawnictwo, zawiera aż 21 utworów, ale nie należy spodziewać czegoś na wzór chociażby „You Suffer” Napalm Death. Utworów słowno-muzycznych, potocznie zwanych piosenkami jest tylko 11, reszta to przeplatające się z nimi i trwające z reguły około minuty miniatury muzyczne, intra, tudzież interludia, które najzwyczajniej można nazwać wypełniaczami. Aczkolwiek są one niezwykle ciekawe i różnorodne stylistycznie, o upiornej i kasandrycznej aurze, czasem przywołując na myśl trochę zapomnianego Goblina i klasyków kina grozy. Mnogość tych kompozycji jest jednocześnie problematyczna, bo po pewnym czasie po prostu nudzą, a przez ich charakter i nieśpieszne tempo dynamika albumu często wyhamowuje, mimo niesamowitego impetu „piosenek”.

Wracając do tych ostatnich, utrzymanes są w stylistyce, określanej mianem „blackened death metal”. Za całość muzyki odpowiada Frédéric Leclercq, ale kompozycje zawarte na debiucie Sinsaenum stanowią niejako wypadkową talentów osób, które przyczyniły się do ich powstania, bądź co bądź pochodzących z kapel o zbliżonej, ale nieco odmiennej stylistyce twórczości. Mroczne i diaboliczne wokale Attiili i Seana, intensywna gra Joey’a Jordisona, ciężkie i ostre riffy serwowane przez pozostałych członków zespołu, doskonale zagrane i brzmiące, stanowią o niebywałej sile opisywanej płyty. W przeciwieństwie do wspomnianego na wstępie utworu o miłości, te zawarte na „Echoes Of The Tortured” kipią energią i agresją. Drapieżne i dynamiczne, delikatnie odmienne od siebie, ale chwytliwe i przebojowe za razem jak „Army Of Chaos”, podsycane szczyptą melodii i klimatem złowieszczym niczym ponura piwnica w opuszczonym domu, miejsce wielu zbrodni i tragedii.

„Echoes Of The Tortured” to bardzo dobry, starannie zagrany album. Cóż, jego twórcom nie można odmówić muzycznych umiejętności. Mimo to, nie jest on specjalnie odkrywczy czy innowacyjny, a słuchając uważnie, ciężko oprzeć się wrażeniu, że „już to gdzieś słyszałem…”. Podobne motywy i zagrywki przebrzmiewają w tym, co serwował niegdyś między innymi Morbid Angel, ale z lekka przywodzą też na myśl rodzimych twórców jak Vader czy Behemoth. Niemniej jednak warto zapoznać się z Sinsaenum.

8/10

Robert Cisło

Dodaj komentarz