SIMON McBRIDE – 2025 – Recordings 2020-2025

01.Uniform Of Youth
02.Kids Wanna Rock
03.Ordinary World
04.Grandma’s Hands
05.I Gotta Move
06.Lovesong
07.Dead In The Water
08.Gimme Something Good
09.Don’t Dare
10.Heartbraker
11.The Stealer
12.Hell Waters Rising
13.Dead Man Walking
14.Fat Pockets
15.So Much Love To Give

Rok wydania: 2025
Wydawca: Edel


Simon McBride to facet urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. Niewątpliwie ma chłop farta. Już teraz zapewnił sobie ważne miejsce w historii muzyki rockowej – mimo iż zbytnio o to nie zabiegał. Pomyślny splot okoliczności sprawił, że artysta znalazł się o właściwej porze w odpowiednim towarzystwie. W 2022 roku legendarny zespół Deep Purple stanął w obliczu konieczności poszukiwań tymczasowego zastępstwa na stanowisku gitarzysty. Pełniący dotąd tę rolę Steve Morse zdecydował się zrezygnować z udziału w nadchodzących koncertach wobec problemów zdrowotnych żony. Reszta grupy nie zamierzała bynajmniej zawieszać działalności. Zamiast jednak organizować casting na nowego wioślarza – weterani hard rocka zaprosili do udziału w trasie osobę, którą mieli pod ręką. Simon McBride wchodził wówczas w skład kolektywu Don Airey Band – solowego projektu klawiszowca z Deep Puple. Miał też na koncie wspólny album z Ianem Gillanem. Nie szukano zatem daleko. Młody gitarzysta świetnie wywiązał się z zadania. Gdy wkrótce potem Morse ogłosił oficjalne odejście ze składu Purpli, logicznym następstwem stało się zaproponowanie Simonowi roboty na pełen etat.

Reszta jest historią. Świeża krew tchnęła nowego ducha w skostniałą już nieco ekipę purpurowych rutyniarzy. Kolejne wspólne trasy koncertowe potwierdziły trafność wyboru Simona na członka zespołu. Nagrany razem album „=1” zebrał wysokie noty w rankingach najlepszych płyt wydanych w 2024 roku. Tym samym wśród światowej społeczności fanów Deep Purple wzmogło się zainteresowanie autorskimi dokonaniami mało dotąd znanego gitarzysty.  Omawiany tutaj album „Recordings 2020-2025” jest przytomną reakcją firmy płytowej w odpowiedzi na ów niespodziewany awans McBride’a do rockowej ekstraklasy.

Uważni kolekcjonerzy indywidualnych nagrań muzyków obecnego składu Deep Purple kojarzą nazwisko młodego gitarzysty już co najmniej od dekady. Ale udział w Don Airey Band to tylko jeden z przystanków na jego drodze do sławy. Warto zaznaczyć, że kariera zdolnego instrumentalisty trwa o wiele dłużej. Simon McBride począwszy od 2008 roku zdążył już nagrać siedem solowych płyt studyjnych. Entuzjastyczne recenzje zebrał zwłaszcza ostatni z nich – „The Fighter”, opublikowany w 2022 roku – a więc tuż przed zasileniem ikonicznego bandu. Do tego doliczyć trzeba jeszcze współpracę z zespołami Sweet Savage i Snakecharmer (skupiającego byłych członków Whitesnake). Całkiem sporo jak na człowieka, który jest dopiero po czterdziestce.

Autorskie poczynania McBride’a ujawniają nie tylko jego wielką pasję do sześciu strun ale także całkiem niezłe możliwości wokalne. Barwa głosu artysty oscyluje jednak bardziej w klimacie klasycznych śpiewaków bluesowych i niekoniecznie wzbudzi aplauz fanów drapieżnego hard rockowego krzyku. Podobnie jest z muzyką. Inspiracje słyszalne w grze naszego bohatera sygnalizują wyraźnie blues-rockowe naleciałości. Mam wrażenie, że Simon ucząc się w dzieciństwie pierwszych gitarowych chwytów pozostawał pod wrażeniem brzmień Jimmy’ego Page’a, Paula Kossoffa czy nawet Erica Claptona. Bo już Ritchiego Blackomore’a to niekoniecznie. Prędzej Lynyrd Skynyrd i innych przedstawicieli południowych stanów Ameryki. Na pewno słuchał też dużo Gary’ego Moore’a – co akurat zupełnie zrozumiałe przy irlandzkim pochodzeniu obecnego wioślarza Deep Purple.

Ukazujący się właśnie album „Recordings 2020-2025” jest zbiorem odrzutów, które powstały przy okazji rejestracji płyty „The Fighter”. Zdecydowana większość z piętnastu zamieszczonych na krążku piosenek to kompozycje obce. Po prostu covery. Część z nich nagrano z przeznaczeniem na strony „B” singli promujących ostatni autorski longplay Simona. Niektóre krążyły w streamingu. Jeszcze inne przeleżały w szufladzie. Teraz upchnięto je razem na nośniku fizycznym. Nie wątpię, że głównym powodem publikacji tego materiału jest obecny status gitarzysty z racji przynależności do jednej z najważniejszych rockowych grup wszech czasów. Zresztą wyraźnie podkreśla ów fakt stosowna czerwona nalepka na froncie okładki.

Pomijając jednak oczywisty aspekt biznesowy skutkujący wydaniem płyty – obcowanie z nagraniami tworzącymi ten zestaw może sprawić fanom klasycznego rocka autentyczną radochę. To żadna zapchajdziura! Powiem więcej – nieczęsto trafiają się tak spójne gatunkowo albumy kompilacyjne. Poniekąd zakrawa to na paradoks – wszak zebrane tu covery pochodzą z bardzo różnych źródeł. Bywa zaskakująco. Lista autorów oryginałów to przysłowiowy „groch z kapustą”. Obok siebie leżą numery z repertuaru tak niepasujących do siebie artystów jak Duran Duran, Mr. Mister, Bryan Adams, David Gray a nawet The Cure! Z tych bardziej oczywistych – Free i The Kinks. Na dokładkę jeszcze Bill Withers.

Mimo pozornego eklektyzmu całość sprytnie łączy się w rasowej blues-rockowej aranżacji. Simon McBride dokonał tu cudu, który udaje się nielicznym. Tchnął w te kompozycje ducha autorskiej interpretacji. Praktycznie każdy z numerów brzmi, jakby napisany został przez McBride’a. Zamiast grać przeróbki – artysta odczytuje je po swojemu. Tworzy na nowo. Spójrzmy chociażby na słynny „Lovesong” z dorobku The Cure. Tutaj objawia się on jako przejmująca bluesowa ballada z drapieżną solówką gitary na miarę Gary’ego Moore’a. „Ordinary World” w ogóle nie przypomina klimatu Duran Duran. Nic nie odwołuje się do pierwowzoru. Wplecione w ten miszmasz nieliczne piosenki pióra McBride’a idealnie stapiają się z resztą. Są nie do odróżnienia.

We wszystkich nagraniach liderowi towarzyszy sprawna sekcja rytmiczna w osobach basisty Dave’a Marksa i perkusisty Marty’ego McCloskey. Okazjonalnie słychać też w tle delikatny pomruk organów Hammonda, przy czym na próżno szukać w opisie na okładce osoby odpowiedzialnej za obsługę tegoż instrumentu. Nagrania zrealizowano w Chameleon Studio w Hamburgu i wykonano tu kawał świetnej roboty. Całość brzmi selektywnie i dynamicznie.

Przyznam, że przed zapoznaniem się z zawartością „Recordings 2020-2025” nie liczyłem na wiele. Życie bywa jednak pełne niespodzianek. Naprawdę warto dać tej płycie szansę. A dla fanów rockowej „starej szkoły” to wręcz pozycja obowiązkowa. Simon McBride zaskoczył mnie po raz kolejny. Rok wcześniej zrobił to udanym debiutem na płycie pewnego Znanego Zespołu. I chyba dopiero się rozkręca.

9/10

Michał Kass

Dodaj komentarz