SIMEON SOUL CHARGER – 2011 – Meet Me In The Afterlife

1. Vedanta (The Nothing)
2. God Lends A Hand
3. Through The Trees They Talk
4. Tooth
5. And He Skinned Them Both
6. Please
7. Europa’s Garden
8. Europa’s Garden (reprise)
9. Into The Afterlife
10. Song of The Sphinx
11. Child’s Prayer
12. Dear Mother
13. Swallowing Mouth

Rok wydania: 2011
Wydawca: Gentle Art of Music
http://www.myspace.com/simeonsoulcharger



Wytwórnia założona przez muzyków RPWL dotychczas zajmowała się wydawaniem płyt macierzystego zespołu oraz projektów, w których udzielają się członkowie bawarskiej grupy. Amerykańska formacja Simeon Soul Charger to jej pierwszy nabytek „z zewnątrz”. Nie dziwię się, że panowie Lang i Wallner zdecydowali się na podpisanie kontraktu z kwintetem z Ohio, bowiem Simeon Soul Charger to talent czystej wody, na co wskazywały już dwie wcześniejsze EPki, a debiutancki album tylko utwierdza taką opinię.

Nad „Meet Me In The Afterlife” unosi się duch Beatlesów, z czasów kiedy Wielka Czwórka odeszła od prostych, rockandrollowych przebojów i na dobre rozpoczęła eksperymenty, między innymi z psychodelią. Nie chodzi zresztą tylko o linie wokalne, czy melodykę poszczególnych kompozycji. Na słynnym „Białym Albumie” McCartney, Lennon, Harrison i Starr bawili się różnymi gatunkami muzycznymi, wciąż jednak pozostając sobą. Przecież hardrockowy „Helter Skelter” sąsiaduje tam z pozytywkowym „Piggies”, balladowy „While My Guitar Gently Weeps” z błahą piosenką „Ob -la- di, Ob – la – da”, ale na każdej z tych kompozycji Beatlesi odcisnęli swoje własne piętno… Otóż, Simeon Soul Charger posiadł tą samą umiejętność.

Piątka muzyków bawi się różnymi konwencjami, gatunkami (nieraz w ramach jednego utworu), ale wszystko tutaj się ze sobą klei. Oprócz Beatlesów słychać też inspiracje dokonaniami wczesnego Pink Floyd (chociaż nie tylko wczesnego, bo finałowy „Swallowing Mouth” utrzymany jest w klimacie pamiętnego „The Trial” z „The Wall”). Harmonie wokalne w świetnym „Through The Trees They Talk” od razu kojarzą się z Queen. W ogóle ta płyta jest hołdem dla przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. W tym miejscu jedno istotne zastrzeżenie: powyższe nie oznacza, że mamy do czynienia z jakimś muzeum, czy „odgrzewaniem kotletów”. Nic z tych rzeczy. Beatlesowskie, czy też Floydowe inspiracje są tylko punktem wyjścia do własnych poszukiwań. Simeon Soul Charger gra współczesnego progrocka pełną gębą! Płyta wprost kipi pomysłami, efektownymi melodiami, zapadającymi w ucho refrenami…

Jeszcze parę takich odkryć i Gentle Art of Music stanie się jedną z najważniejszych niezależnych wytwórni płytowych w światowym showbusinessie.

10/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz