SILVER LAKE – 2010 – Silver Lake

1. Before The Storm
2. Help Me To Fight The Rain
3. Break
4. Life (feat. Michele Luppi)
5. Slave To The Grind (Skid Row cover)
6. Holy Affinity
7. Meet You Again
8. Silver Lake

Rok wydania: 2010
Wydawca: SG Records
http://www.myspace.com/silverlake5


Bywa, że podkreślam w recenzjach, że aby dany album się spodobał wymagane jest specyficzne podejście. Na podstawie zapowiedzi czy innych przesłanek można się nakręcić pozytywnie na materiał, który bez tego podejścia mógł do nas nie trafić w danym stopniu.
Albo wprost przeciwnie wyzbycie się oczekiwań – i wówczas pozytywne zaskoczenie murowane. Trochę wpadłem w sidła swojej strategii – bo właśnie dość ukierunkowane oczekiwania miałem wobec włoskich debiutantów – Silver Lake. Gościnny występ Michelle Luppi (ex Vision Divine) plus cover Skid Row, jeden utwór instrumentalny – normalnie dla każdego coś miłego.

Ale może zacznę od tego co stylistycznie prezentuje sobą nowy włoski zespół. Otóż jest to nic innego jak przyjemne dla ucha melodyjne niby powerowe granie, z niesamowitą ilością klawiszy (no niby można było się tego spodziewać).
Do warsztatu muzyków, czy nawet do żyłki kompozytorskiej nie można się przyczepić – w tym zespole drzemie potencjał – i jeśli całkiem niezły jest debiut, cieszy że taki zespół pojawia się na muzycznym firmamencie.

Gorzej z realizacją albumu. Muzyka Włochów może i jest nośna i wpada w ucho lecz, bywa przesłodzona. Domyślnie ostry Slave to the Grind jest typowym przykładem zmiękczenia czegoś co powinno pozostać nieco agresywne. Do tego momentami drażni vibratto, którymi wokalista zwykł kończyć niektóre frazy.
Całkiem ciekawy jest utwór instrumentalny – i kawałek, w którym gości Luppi. Ten utwór będzie dla mnie głównym bodźcem dzięki któremu będę wracał do tej płyty.
Za to jednym z moich poważniejszych zarzutów jest brzmienie klawiszy. Album jest zmiksowany w pewien sposób w którym zbyt często klawiszowe patenty jawią się jako motyw przewodzący. Na domiar złego bywa, że wtórują wokalizom.
Niestety dobrego słowa nie mogę powiedzieć też o okładce, której zamysł jest… no po prostu jest zamysł. Ale wykonanie mniej niż półamatorskie.

Podsumowanie? Płyta nie wyrywa z butów – jest FAJNA – i chyba to najlepsze słowo do jej określenia. Nie spowoduje u was uniesień (w moim przypadku wyjątkiem jest utwór Life z Luppim). Ale właśnie Life czy Slave to the grind będą utworami, które przykują uwagę – a może dzięki temu wiele osób przekona się do reszty materiału.
Zespół swoim debiutem zagościł gdzieś w mojej głowie do tego stopnia, że będę wyczekiwał na ich kolejne wydawnictwo z pewnymi nadziejami… liczę na to, że napływający odzew czy krytyczne uwagi wpłyną pozytywnie na kolejny album.
Jak wspomniałem – w tym zespole jest potencjał. A płyta debiutancka jest niezła.

5,5/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz