1. A New Melody
2. Beyond the Gardens
3. Reach
4. Final Error
5. The Wake
6. Solitude
7. Deliberation
8. Seed of Hope
9. Birthright
Rok wydania: 2009
Wydanie własne
http://www.silentlapse.com
Nasiono nadziei
„Birthright” to debiutancki album bardzo młodej amerykańskiej grupy
Silent Lapse. Pomysł na płytę powstał już w 2008 roku, zanim zespół w
ogóle skompletował skład. Inicjatorem całego pomysłu byli bracia
Mitchell (gitara) i Taylor (perkusja) Feldpausch, którzy na jednym z
metalowych for dokooptowali Scotta Martina (śpiew, instrumenty
klawiszowe) i Matta Schraubena (bas), a skład uzupełnił przyjaciel
braci – Wyatt Aldrich (gitara). W tym zestawieniu muzycy nagrali swoją
pierwszą płytę, którą zatytułowali właśnie „Birthright”.
Na krążku znajdziemy dziewięć utworów, trwających nieco ponad 53 minuty.
Cały materiał jest bardzo zwarty i równy. Muzyka Silent Lapse oscyluje w
klimatach progmetalowych, choć bardziej z naciskiem na elementy
progrockowe. Poszczególne utwory nie są może zbyt rozbudowane ani
kompleksowe, ale każdy z nich został przemyślany i stanowi odrębną,
autonomiczną część całości. Klimat albumu momentami sprawia wrażenie
naprawdę mrocznego, ale generalnie kompozycje są dość melodyjne. Na
szczególną uwagę zasługuje głos wokalisty, dość oryginalny, mocny, choć
czasami może zbyt „żałobny”. Gitary zestrojono w ten sposób, że brzmią
wręcz mrocznie, a nawet posępnie. Gdy do całości dodamy znakomitą sekcję
rytmiczną, to otrzymamy naprawdę ciekawy i nietuzinkowy album.
Silent Lapse porusza się w doskonale znanych sobie i słuchaczowi
obszarach współczesnego rocka progresywnego i metalu. Jednakże zamiast
kopiować dokonania tuzów muzycy postanowili nagrać coś świeżego, coś
intrygującego, choć nie wiem, czy w szerszej perspektywie uda im się
wypłynąć na szersze wody. Mam w każdym razie taką nadzieję. W tej muzyce
pobrzmiewa niezwykła dojrzałość, osnuta nostalgią, tęsknotą i
zadumanymi, ale jednocześnie ciekawymi melodiami. Młodzi, raptem
dwudziestoparoletni muzycy z wielkim zaangażowaniem, a przede wszystkim
profesjonalizmem nagrali dziewięć nowoczesnych kompozycji, które
osadzili w bliskich im muzycznych klimatach Dream Theater, Porcupine
Tree, Pink Floyd, Opeth czy Evergrey. Bardzo też słychać w tych
nagraniach echa jednopłytowego projektu Dali’s Dilemma. Adresatami tej
twórczości nie powinni jednak być tylko wielbiciele wymienionych
zespołów. Ta muzyka na pewno znajdzie odbiorców wśród wrażliwych
słuchaczy, którzy lubią ciekawy, melodyjny, nie pozbawiony ambicji rock z
domieszką mocniejszych riffów, zatopionych w bardzo nowoczesne,
przejrzyste, wręcz klinicznie czyste brzmienie. Jeśli chodzi o
produkcję, to po raz kolejny na pochwałę zasługują właśnie członkowie
Silent Lapse, którzy sami skomponowali, nagrali, a do tego wyprodukowali
całość materiału zawartego na debiucie. Sound jest bardzo selektywny, z
dobrze wyeksponowanymi gitarami i wokalem. Całość natomiast osadzona
została w przyjemnie brzmiącej sekcji rytmicznej.
Muzyka na płycie utrzymana jest raczej w średnim tempie. Nie znajdziemy
tu żadnych wirtuozerskich technicznych popisów ani szalonych zmian
tempa. Utwory trwają średnio kilka minut, choć znajdziemy też trzy
dłuższe formy, w tym najdłuższą na płycie kompozycję zatytułowaną „Seed
Of Hope”, którą poprzedza dwuminutowy wstęp w postaci utworu
„Deliberation”. „Seed Of Hope” to jeden z najlepszych kawałków na całym
albumie. W brzmieniu gitar odnaleźć można elementy charakterystyczne dla
Iron Maiden, choć jest to dość chwilowe wrażenie. Utwór ten jest jakby
kwintesencją stylu Silent Lapse. Pozostałe nagrania skonstruowane są
podobnie, a każdy z nich jest częścią tej znakomitej płyty, a
jednocześnie stanowi autonomiczny i niezależny byt.
Na debiucie Amerykanów nie znajdziemy słabych utworów ani tak zwanych
wypełniaczy. Wszystkie kompozycje cechuje wysoka jakość kompozytorska, a
także warsztatowa. Jeśli jakieś nagranie odstaje trochę od reszty, to
tylko w sensie pozytywnym. Tak jest ze wspomnianym już „Seed Of Hope”,
„Beyond The Gardens”, „The Wake” czy „Birthright”. Od otwierającego
album „A New Melody” po zamykający go tytułowy „Birthright” muzycy nie
schodzą poniżej pewnego wyśrubowanego poziomu.
Dawno nie natrafiłem na tak świeży i ciekawy zespół. Mimo że to grupa
amerykańska, to jednak w jej stylu jest zdecydowanie więcej pierwiastków
europejskich. Ta płyta zmieniłaby moje prywatne głosowanie na album
roku 2009. Zmieniłaby w sposób zdecydowany i myślę, że trafiłaby na
miejsce na podium. Obok wszystkich wymienionych wcześniej pochwał
dodałbym jeszcze jeden element, który mnie ujął i zachwycił. Ta płyta ma
swój wyjątkowy klimat, taką jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Dość
nostalgiczną, momentami wręcz mroczną, ale właśnie w tym tkwi jej urok.
Te nagrania wprowadzają nas w tajemnicze i okryte muzyczną mgłą obszary,
które ukażą się tylko osobom tego chcącym. Jeśli Ty zechcesz być jedną z
nich, to zapewniam Cię, że nie pożałujesz.
9/10
Arkadiusz Cieślak