1. Volk q ovce
2. Premladi
3. Nastalo bo
4. Flip
5. Korakamo
6. Calvi
7. Dolga pot domov
8. Terminal
9. In levitation
10. Strejle v maju
Bonus : Road
Rok wydania: 2015
Wydawca: Nika
http://www.siddharta.net
Muzyka nie zna granic. Jedyną barierą są ograniczenia muzyków w
procesie tworzenia Muzyki. Tę barierę od 20 już lat stara się
przełamywać popularna także i w Polsce słoweńska grupa Siddharta. Poza
regularnymi albumami, w swoim dorobku grupa ma m. in. koncerty z
orkiestrą symfoniczną, zagrała także kilkugodzinny koncert na stadionie,
który posłużył jako studio nagrań albumu „Vi”. Niby nic nowego nie
można wymyślić. A jednak…
Na dwudziestą rocznicę powstania grupy Tomi Meglič wraz z kolegami
postanowili dać swoim fanom dwadzieścia nowych utworów, rozpisanych nie
na jeden, a na dwa nowe albumy nagrane i, co ważne, wydane jednego roku.
Zabieg ryzykowny, bo można było mieć obawy, że zespół w którymś miejscu
straci swą energię i się wypali, sprawiając, że albo obie płyty będą
słabe i niedopracowane, albo któryś z krążków zagubi swoją wartość i
charakter. W połowie 2015 roku zespół wypuścił więc pierwszy z albumów,
„Infra”, wraz z promującym go singlem „Ledena”. Sam album można raczej
określić jako łagodny odcień Siddharty, choć znaleźć można na nim kilka
ciekawych momentów, jak otwierający „Dios” czy „Phat yuppie”. Jakby na
to nie patrzeć, „Infra” nie wszystkim jednak przypadła do gustu…
Pod koniec roku 2015 ukazał się drugi rocznicowy album – „Ultra”. Czy
jest taki jak jego poprzednik? Czy może też przekracza kolejną granicę i
podąża całkiem nowym szlakiem?
Na początek – niemałe zaskoczenie: czy na pewno włączyłem płytę
Siddharty? Album rozpoczynają bowiem dziwne bity i taneczne klawisze
oraz „gadanie” spikera, ni to z radia, ni z jakiegoś audiobooka… „Żegnaj wczoraj, witaj jutro” –
mówi wreszcie tajemniczy lektor i wchodzi ciekawy, mocny riff, który
upewnia nas, że to jednak płyta Słoweńców, a pierwszy utwór nazywa się
„Volk q ovce”. Później jest jeszcze ciekawiej – Tomi łamie sobie język
na jakichś dziwnych, pokręconych wersach (jak w „Bonsai”), ale robi się
bardzo siddhartowo, czyli mocno, rockowo, ze świetną grą perkusji. A sam
refren jest wyborny i bardzo potężny. Na pochwałę zasługuje też
arabeska w wykonaniu wokalu i gitary basowej, podczas której w tle
przygrywają rewelacyjne przeszkadzajki i efekty grane na gitarach, w tym
także na gitarze akustycznej. Czym byłaby jednak Siddharta bez
rewelacyjnych efektów na klawiszach w wykonaniu Tomaža? On dodaje tę
wisienkę na torcie w postaci industrialnych efektów. Naprawdę bardzo
dobre rozpoczęcie albumu.
Zacieramy ręce, co będzie dalej. Drugi w kolejności jest utwór
„Premladi”. Rozpoczynamy ciekawą grą na klawiszach, jakby imitującą
trąbki. Sama zwrotka jest lekko funkująca, nie ma jednak mowy o
jakiejkolwiek popowej lekkości. Genialna gra basu Janiego w tle –
kapitalne uderzenia. W refrenie lekko utwór się rozpływa, lecz działa to
na jego korzyść. No i ten wyborny chórek – przyjemny odpoczynek po
poprzednim mocnym utworze. Ale tylko na krótko, bowiem nagle zespół
mocno przyspiesza, ukazując słuchaczom zdolności wirtuozerskie
gitarzystów – Tomiego i Primoža. Perfekcyjna piosenka.
Trzecia w kolejności ultrowa propozycja to kawałek promujący ten album:
„Nastalo bo”. I znów te ciekawe klawisze na początku, które troszkę mogą
się kojarzyć z intro do piosenki „To hell and back” grupy Sabaton. Tu z
kolei bardzo fajna jest gra gitary prowadzącej wraz z wokalem.
Natomiast bardzo nośny refren („zostaniesz ty, zostanę ja, powstanie tysiąc najpiękniejszych pieśni”)
z pewnością sprawdzi się podczas kolejnych polskich koncertów, które –
mam nadzieję – czekają nas niebawem. Idealny utwór na promocję płyty –
bardzo żywy, rytmiczny i chwytliwy. Szkoda jednak, że nie do usłyszenia w
naszych ogólnodostępnych stacjach radiowych…
Dość marudzenia, bo oto nadchodzi „Flip”, jeden z najciekawszych utworów
z „Ultry”. Zaczynamy od ciekawego efektu połączonego z bardzo głęboką
perkusją. Tomi śpiewa tu bardzo lekko, lecz to, co wyprawia on z głosem w
refrenie, to mistrzostwo świata. Bezsprzecznie jest to jeden z
najlepszych rockowych głosów. I znów bardzo dobra gra, zarówno klawiszy,
jak i sekcji rytmicznej. Ten utwór pokazuje, że w muzyce rockowej liczą
się nie tylko ciężkie riffy, ale także i melodia, radość z grania i
pomysł. A dobrych pomysłów na tej płycie Siddharcie nie brakuje.
„Korakamo” proponuje na początku ciężki rytm połączony z klawiszami. W
tle dźwięk ciężkiego obuwia uderzającego o bruk aż prowokuje do
tytułowego maszerowania. Co ciekawe, zwrotka jest nieco lżejsza, a mimo
to trzyma marszowy krok. I znów bardzo dobry refren w wykonaniu Tomiego,
ale też i frapujący tekst: „maszerujemy, ponieważ nas nie widzą (…), nam na pewno będzie cudownie, niektórym bardzo źle”. Na koniec mamy jeszcze jedna solówkę Primoža połączoną z bardzo dobrą i niesłychanie połamaną grą na perkusji.
Kolejny utwór w zestawie, „Calvi” muzycznie przenosi słuchacza niemal w
świat Indian. Już od początku są bębny, zaś wokal przypomina śpiew
jakiegoś Wielkiego Wodza. Bardzo ciekawe połączona gra werbli, klawiszy i
lekko rozmazanych gitar buduje ciekawy i tajemniczy klimat. No i ten
jakże aktualny tekst: „przez stulecia po morzach dziko żeglują wielkie
okręty strachów z czarną flagą (…), co się stanie, gdy nie będzie
granicy?”. Dosyć ciekawy utwór i mały odpoczynek od mocnego grania.
I jeszcze jedna balladka. „Dolga pot domov” otwiera gitara akustyczna,
lekki śpiew Tomiego oraz miłe dla ucha klawisze. W moim odczuciu numer
ten bardziej nadaje się jednak na „Infrę” i niestety nie jest to
kompozycja z takim ładunkiem emocji, jak choćby „Novi svet” czy „Sam”.
Trochę szkoda…
Kolejnym jest „Terminal”. Rozpoczynamy od portu lotniczego. Po odprawie
już tylko uderzeniami w perkusję startujemy do góry. Wokal Tomiego jest
tutaj bardzo zdenerwowany i lekko przesterowany. Sam utwór niemal
punkowy i znów ze świetną grą sekcji rytmicznej. Lot krótki, ale mocno
zapadający w pamięć jako jeden z najbardziej wkurzonych kawałków
Siddharty.
Po wylądowaniu wchodzimy w stan lewitacji. „In leviation” to z kolei
świetna gra kosmicznych klawiszy na początku i w trakcie, kojarzących
się z „Marslanderem” z albumu „Rh-”. Tomi śpiewający po angielsku w
stylu lat 80. Niemałe zaskoczenie, ale na tym albumie przecież co rusz,
to ciekawostka. Natomiast klimat refrenu to znów mistrzostwo. Niemal
nowofalowe, ale jakże siddhartowe brzmienie. No i myślę, że obowiązkowa
rzecz na koncertach.
I pora na zdecydowanie najlepszy utwór na płycie – „Strele v maju” z
gościnnym udziałem Damira Urbana z Chorwacji. Szum wiatru i delikatna
niepokojąca gitara akustyczna. Pełen powagi głos Tomiego (skąd on ma ten
głos…). Rytm odrobinę przyspiesza w refrenie, ale całą robotę robi tu
Tomi i Urban. Z każdą sekundą coraz lepiej, że aż pojawiają się ciarki
na plecach… Kolejną zwrotkę (w języku chorwackim) śpiewa już Damir i
robi to naprawdę niesamowicie, a Tomi jest tutaj tłem. W pewnym momencie
zaczynają śpiewać razem, zjednoczeni w mocnym rockowym uderzeniu, by
chwilę później wzajemnie prześcigać się w spajającym kompozycję
wokalizach. „Idziemy razem przez noc, nasze głosy płoszą zwierzęta, razem pozostaniemy ludźmi i wspólnie zatrzymamy ten świat”. Niesamowity klimat muzycznej solidarności i jeden z najlepszych utworów, jakie stworzyła grupa przez ostatnie lata.
Tu w zasadzie album się kończy – przepraszam, mamy jeszcze mały bonus,
„Road”. Siddharta to bowiem nie tylko muzycy, którzy tworzą i występują
na scenie, ale także i cała reszta ekipy – dźwiękowcy, obsługa
techniczna, osoby ze sklepiku, itd. W tym utworze więc to oni zabierają
głos. W przeważającej części są to rozmowy pomiędzy technicznymi, ale
pod koniec tego krótkiego utworu pada jedno ważne słowo, o którym
zapominają wielkie zespoły, schowane na co dzień w swoich limuzynach.
Zapominają, że cała ekipa w trasie stanowi Rodzinę („rock’n’roll familia”,
jak ujął to kiedyś Tomi). I to słychać na tym albumie – wszyscy
idealnie się rozumieją i czerpią radość z grania, nawet po wspólnych 20
latach. A „Ultra” to bardzo dojrzały i świetnie nagrany album – jeden z
najlepszych, jakie wydała Siddharta.
PS. Cytaty tekstów za przekładem Gabriela Malesy.
9/10
Mariusz Fabin