Płyta miesiąca – Październik 2018
01. Arrival
02. The Everones
03. Dream Machines
04. Against The Grain
05. Victorious
06. Tiara’s Song (Farewell Pt. 1)
07. Goodnight (Farewell Pt. 2)
08. Beyond Today (Farewell Pt. 3)
09. The Truth
10. By The Light Of The Funeral Pyres
11. Damnation Below
12. Procession
13. Exhale
Rok wydania: 2018
Wydawca: Frontiers
https://www.facebook.com/seventhwonderofficial
Seventh Wonder nigdy nie osiągnęli komercyjnego sukcesu, choć mają ku
temu predyspozycje. Ciekawa muzyka oscylującą w okolicach progresywnego
metalu i znakomity wokalista to jednak za mało… i gdyby nie fakt, że
Tommy Karevik śpiewa od jakiegoś czasu w Kamelot to pewnie dalej byliby
znani jedynie grupie najbardziej wiernych fanów. „Tiara”, najnowsze
wydawnictwo zespołu może i nie jest najlepszym w ich dyskografii, ale
jeżeli chce się posłuchać czegoś melodyjnego i jednocześnie ambitnego to
polecam..
Piotr Michalski
Jeżeli chodzi o SEVENTH WONDER, ciężko u mnie o obiektywizm. Ich
poczynania śledzę od wielu lat i nie będę ukrywał – twórczość Szwedów
jest mi bliska. Jedyne nad czym ubolewam, to udział Tommy’ego Karevika w
KAMELOT (mimo, że i ten zespół lubię). To właśnie z tego tytułu
działalność Szwedów została mocno ograniczona, spowolniona, czego
niezbitym dowodem jest tak długa przerwa pomiędzy dwoma ostatnimi
albumami. Na całe szczęście po latach oczekiwań, w końcu udało się –
następca „The Great Escape” ujrzał światło dzienne! Czy warto było
czekać? Oczywiście, że tak. „Tiara” to bez wątpienia album udany,
posiadający wszystkie charakterystyczne elementy dla tego zespołu. Płyta
w żaden sposób nie odstaje poziomem od swoich dwóch genialnych
poprzedników; jest równie magnetyzująca i wciągająca. Oby tylko na
kolejną odsłonę możliwości SEVENTH WONDER nie trzeba było czekać tak
długo. Teraz najwyższa pora na koncerty, ale czy Thomas Youngblood i
spółka nie staną temu na drodze?
Marcin Magiera
Karierę Seventh Wonder obserwuję gdzieś od drugiej płyty. Przyznam że
ich podejście do grania prog-power metalu bardzo odpowiada moim gustom.
Jest jednak pewien szkopuł. Jak dla mnie za duży nacisk kładą na
koncept, całą otoczkę, dokładają sporo sampli i lubią przesadzić z
chórami. Tak jest też z płytą „Tiara”. Genralnie jest lepiej niż
poprawnie. Jest więcej niż dobrze. Ale… żaden z utworów nie ma startu
jako singiel do genialnego „Alley Cat” (predyspozycje ma „Victorious”).
Powtórzenie głównego motywu w ramach konceptu bardzo lubię, ale
zaśpiewanie „Tiara” przy ognisku zalatuje kiczem. Tak samo jak nie
cierpię w metalu dziecięcych chórów. Ale w sumie to solidna płyta.
Dobrze brzmi. Ma masę kozackich solówek, sporo klawiszowego klimatu i
szczyptę pierd#lnięcia. Dlatego też w zeszłym miesiącu trafiła na moje
prywatne podium.
Piotr Spyra