SERIOUS BLACK – 2016 – Mirrorworld

1.Breaking The Surface
2.As Long As I’m Alive
3.Castor Skies
4.Heartbroken Soul
5.Dying Hearts
6.You’re Not Alone
7.Mirrorworld
8.State of My Despair
9.The Unborn Never Die

Rok wydania: 2016
Wydawca: AFM Records
http://www.serious-black.com

Nie wróżyłem długiej historii dla formacji SERIOUS BLACK. Taki dream team nie miał racji bytu. Od początku traktowałem go jako projekt – muzycznie udany, jak najbardziej, bowiem debiutancki krążek był kapitalny. W pewnym sensie moje podejrzenia sprawdziły się, pierwotny skład nie przetrwał, a wypadły z niego jedne z nazwisk, które przyciągnęły fanów do „As Daylight Breaks” – mianowicie Roland Grapow i Tomen Stauch. W przerwach natomiast od występów w swoich regularnych grupach pozostali muzycy przesunęli priorytety – i sądząc po tym, ze właśnie otrzymujemy całkiem udany drugi album, a i zapowiadana jest jesienna trasa – być może jednak będziemy mieli do czynienia z prawdziwym zespołem (choć mam obawę co do dyspozycyjności Alexa Holzwartha).

Nowa płyta nosi tytuł „Mirrorworld” i zawiera w zależności od wersji 9 lub 16 (!) numerów. Nie pierwszy raz taka formuła szokuje i zniechęca do nabycia wersji tańszej, ale nie będę tej kwestii tutaj roztrząsał. To temat co najmniej na kilka akapitów.
To co od razu zwraca uwagę na drugim albumie, to nacisk na melodie. Do tego stopnia nawet, że zawartość klawiszy i zmiksowanie instrumentarium łagodzi brzmienie a całości odbiera pazura. Przez to właśnie nowa płyta wydaje się bardziej łagodna od poprzedniczki… ale to jedyny zarzut. Z drugiej strony i z tej sytuacji płyną zalety, bowiem zespół zmajstrował na pęczki dobrych, chwytliwych melodii. Tak jeśli chodzi o linie wokalne, które zapadają w pamięć, ale i motywy przewodnie, od których nucenia trudno się uwolnić. Nie zrozumcie mnie źle, nie mamy do czynienia z banalnym happy powermetalem, ale muzyką dopracowaną do granic. Być może ich przekroczenie będzie indywidualną kwestią odbiorcy, jednak kwestia ta może budzić mieszane odczucia.

Po pompatycznym, orkiestralnym wstępniaku otrzymujemy pierwszy hicior i utwór, który zawiera zarówno magiczne riffy, jak i podkłady klawiszowe. Okraszony charyzmatycznym głosem i zwieńczony fajną solówką. Kolejny „Castor Skies”, do którego powstał teledysk jest kolejnym faworytem. Uwagę zwraca większa rola klawiszy jako instrumentu solowego, ale nie zbytnio dominującą. Mamy więc do czynienia z następnym cięższym numerem tej płyty. I ten refren! Nieprzyzwoicie nośny! Nieco bardziej hardrockowego tempa i powerballadowy klimat zespół serwuje w następnym kawałku. „Heartbroken Soul” może się podobać każdemu wielbicielowi sporej zawartości melodii. Płynnie przechodzimy w jeszcze bardziej łagodne klimaty, a i w liniach melodycznych zakołatało się trochę deja vu. Po chwili jednak znowu przyspieszenie tempa i nieco więcej pazura. Dla chcącego nie będzie problemem wyłapać wpływów macierzystych kapel członków zespołu, choć kiedy pojawił się parapetowy Firewindowski motyw uświadomiłem sobie, że przecież gitarzysta SB, gra na co dzień na klawiszach…

Jeśli miałbym podsumować nową płytę, to zdecydowanie położę nacisk na złagodzenie brzmienia. SERIOUS BLACK pokłonił się w stronę poweru spod znaku skandynawskich marek typu Stratovarius, gdzie klawisze mają więcej do powiedzenia, w odróżnieniu do szkoły niemieckiej. Tej muzyki słucha się naprawdę dobrze, wywołuje uśmiech satysfakcji, ale zabrakło „efektu wow”. Winię za to produkcję, ale powodem może być też głębsze sięgnięcie w estetykę hard rockową, a nawet poprockową w liniach melodycznych – jeśli już próbować analizować problem.
Tak czy inaczej ja kupuję wersję wypasioną mimo, że właśnie podstawowy krążek stawia na ostrzejsze numery, ale kiedy przyjdzie nam je porównać, słuchanie wersji krótszej pozostawia ogromny niedosyt.

7,5/10

Piotr Spyra


Dodaj komentarz