SECRET SPHERE – 2015 – A Time Never Come (2015 Edition)

1. Gate Of Wisdom
2. Legend
3. Under The Flag Of Mary Read
4. The Brave
5. Emotions
6. Oblivions
7. Lady Of Silence
8. The Mystery Of Love
9. Paganini’s Nightmare (theme from Caprice #5)
10. Hamelin
11. Ascension
12. Dr. Faustus

Rok wydania: 2015
Wydawca: Scarlet Records
https://www.facebook.com/secretsphere


Lubiłem SECRET SPHERE, mimo iż do głosu Roberto Messiny musiałem się przyzwyczaić. W swojej dyskografii mieli natomiast pozycje dobre i porządne, jak i takie, na które patrzyło się z pobłażaniem z różnych względów. Jednym z przełomowych kroków w ich karierze, a zarazem albumem któremu ciężo było cokolwiek zarzucić był „A Time Never Come” Kiedy z kolei albumem „Archetype” zawiesili poprzeczkę naprawdę wysoko, w grupie nastąpiła zmiana za mikrofonem – i miejsce Messiny zajął Michele Luppi… a płyta którą z nim nagrali była kapitalna.
Oczekiwałem raczej nowej płyty studyjnej, kiedy zespół poinformował, że zamierza od nowa nagrać „A Time Never Come”. W sumie to ucieszyłem się… Radość przygasiła nieco prezentacja nowej okładki. Poprzednia wersja była, co tu ukrywać najlepszym obrazem zdobiącym płytę zespołu w całej ich historii, nowy obrazek jest… wystarczy że nazwę go obrazkiem.

Tuż po zapowiedziach tego wydawnictwa sięgnąłem po wersję oryginalną aby sobie dobrze ją przypomnieć i aby mieć podstawy do porównania. Z zadowoleniem odsłuchiwałem ją kolejne razy, czasem krzywiąc się kiedy w górkach Messina rzucał się z motyką na słońce. Nowa wersja… jest dobra, fajna, porządna. Ale mimo tego że jestem sympatykiem zespołu nie podzielam światowego huraoptymizmu wobec tego wydawnictwa. To jest tak, że ta wersja i brzmi lepiej od oryginalnej i jest wypolerowana… a wokalizy to wręcz przepaść. Tylko dlaczego mam pewien niedosyt? Czy zespół powinien poprawiać swój kultowy album i to w studio? Nie można było zachować więcej szacunku dla oryginału rejestrując wersję koncertową na przykład? A może przygasiła mnie kwestia oczekiwania na nowy materiał premierowy? Który wydłuża się, a zapewne przez promocję reedycji zostanie odłożony na jeszcze dalszy plan… A może to wina „spasteryzowanej” okładki?
Chyba wszystkiego po trochu.
Remake „A Time Never Come” jest świetnym krążkiem, prawdopodobnie najlepszą płytą w historii grupy… Może nawet gdyby był materiałem premierowym postrzegano by go jako kompozycje lepsze od „Portrait Of A Dying Heart” (zdecydowanie lepiej od niego brzmi). Pewien niedosyt pozostawia zbyt duża wierność oryginałowi. Spodziewałem się więcej swobody, tymczasem jeśli powiem, że płyta została ponownie „odegrana” będzie dobrym określeniem. Starzy fani mogą mieć obiekcje natury moralnej, bo na pewno nie jakościowej. Natomiast jestem pewien że mimo tego, podobnie jak ja zapragną posiadać tę kopię w swoich zbiorach.

Ocena punktowa? Chyba żadna nie byłaby uczciwa. W końcu kompozycje powstały półtora dekady temu i już wówczas zostały przyjęte bardzo ciepło przez „środowisko”. Jeśli chodzi o wykonanie – czapki z głów. Sferę wizualności mogę ocenić do końca kiedy w moje ręce wpadnie pełne wydanie. Przy kopii promocyjnej, nie jestem w stanie się wypowiedzieć… aczkolwiek okładka jest cienka.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz