SCHIZOFRANTIK – 2017 – Ripping Heartaches

1.Satan and death separated by sin
2.A new day
3.Personal hell
4.Hungry ghosts
5.Why is my mind?
6.Children stopped crying in Aleppo
7.Infinity

Rok wydania: 2017
Wydawca: Gentle Art of Music


SCHIZOFRANTIK na otwarcie z lubością pastwi się nad uchem odbiorcy uprawiając muzykę często opartą na dysonansach. Przy tym brzmienia których używa są tak przeciwstawne, że aż intrygujące. Głównie jednak w pierwszym acz najdłuższym kawałku mamy do czynienia z połamanymi rytmami i brzmieniami od piekielnie nisko zestrojonych gitar przez wysokie piszczące partie solowe. Często gitary korelują z klawiszami i sekcją rytmiczną na takiej zasadzie… że sobie nie przeszkadzają. Bywa bowiem tak że każdy element danego motywu wydaje się żyć własnym życiem.

Owszem Martin Mayrhoher upodobał sobie pogranicze progmetalowej konwencji i fusion, ale swoje utwory zaklął w długie i rozbudowane formy. Tak naprawdę fragmenty w nich zawarte rządzą się własnymi prawami tak bardzo, że można by z nich wydzielić swobodnie osobne tracki. Krótsze kawałki utrzymane w bardziej piosenkowej konwencji, już nie tak surowe i czasami opatrzone wokalami usypiają już czujność. Ale nadają całości pewnego bardziej ucywilizowanego wydźwięku. Mamy tu do czynienia z progmetalową estetyką, dość melodyjną i przyjemną dla ucha. Aż się nie chce wierzyć jak nasz umysł został potraktowany bezceremonialnie na powitanie. Faktycznie kiedy powracamy do dłuższych kawałków robi się i bardziej bezpardonowo i powraca klimat grozy. Nie jest już to jednak tak maniakalnie zaakcentowany jak w otwieraczu.

Otwierający płytę złowieszczy i niepokojący patent w korelacji z mroczną konwencją okładki i bookletu sprawia wrażenie muzyki dusznej. Nieprzystępnej i na siłę skomplikowanej. Kolejne kawałki łagodzą to oblicze. Zarówno te zaśpiewane jak i instrumentale. Nawet nazwa SCHIZOFRANTIK mówi sporo o zawartości krążka, bo i nieco klimatu tu znajdziemy. Uwierzcie pierwszym przeczuciom i podświadomym ostrzeżeniom. To muzyka dla odważnego słuchacza. Ale ktoś kto lubuje się rozsmakować w formie, rozebrać utwory na czynniki pierwsze w swojej głowie, a przy tym nie stroni od muzyki która go zmęczy – może mieć z obcowaniem z „Ripping Heartaches” sporo frajdy. Jeśli jednak rozpoczniecie obcowanie z tą płytą od utworu drugiego, wymagania wobec odbiorcy nie będą już tak restrykcyjne. Otrzymujemy wówczas zbiór ambitnych acz przyjemnych dla ucha form.

7/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz