1. Ancient God
2. Against the Principles
3. Outer Space
4. Perpetual Deception
5. Fate Unknown
6. The Flame of the Past
7. Unleashed
8. Stargaze
9. Wind of Destination
10. Broken Trust
Rok wydania: 2022
Wydawca: Mystic Production
https://www.facebook.com/schismaticband
Pamiętam pewien artykuł w prasie z czasów, gdy Marcin Urbaś odnosił największe sukcesy sportowe. Opisywany w nim był jako wielki fan metalu, przy okazji tworząc z tego faktu coś równie niesamowitego, jak jego wyczyn z Sewilli w 1999 roku. Ot takie sobie poszukiwania taniej sensacji. Zdecydowanie większym zaskoczeniem i godnym odnotowania, jest to, że zespół, w którym udzielał się wokalnie nasz utytułowany lekkoatleta, postanowił wydać nowy album po blisko trzech dekadach przerwy.
Wizualnie „The Flame of the Past” prezentuje się jak oldschoolowe death metalowe wydawnictwo, jednak w pod względem muzycznym sytuacja się mocno komplikuje. Nie mamy tu do czynienia z typowym, prostym graniem, nastawionym na dźwiękowy łomot, lecz by w pełni docenić walory opisywanej płyty, wymaga jest odrobina skupienia i uwagi. Momentami jest bowiem zawiła i zaskakująca, ale też bardzo przystępna i spójna. Pełna zakrętów i zwrotów akcji, należy do tych, której po prostu należy dać jej szansę by lepiej poznać. Zapewniam, że poświęcony czas nie będzie zmarnowany, a Schismatic wynagrodzi go całkiem ciekawą muzyką, wyłamującą się kanonom zwykłego metalowego grania.
Pokuszę się o stwierdzenie, że pod względem stylistyki „The Flame of the Past”, prezentuje podobne podejście do tematu, jak jego poprzednik, ale w znacznie lepszym wydaniu. Słychać, że wszystko jest tu dokładnie przemyślane i dopieszczone. To oczywiście zrozumiałe, chociażby ze względu na znaczny upływ czasu dzielący oba wydawnictwa. Podobnie jak przy „Egregor”, tu również death metal idzie pod rękę z progresywnymi „łamańcami”, które z łagodnymi tonami bardziej skłaniają się ku rockowej manierze, aniżeli w stronę metalowej ekstremy. Nieoczywiste z pozoru, gatunkowe połączenia zdaje się różnić niemal wszystko, lecz w ostatecznym rozrachunku dają całkiem przyzwoite rezultaty. Aranżacje są rozbudowane i złożone, ale nie nudne, ani rozwlekłe. Brzmią doskonale, czysto i potężnie. Co prawda, zmiany, które zachodzą w poszczególnych kompozycjach, a zwłaszcza wokalu, początkowo mogą nawet dziwić, ale taki urok tego dzieła i po pewnym czasie odbiera się go w sposób zupełnie pozytywny.
Odnosi się wrażenie, że na tej płycie death metal dominuje i głośno manifestuje swoją wyższość, lecz granica między gatunkami i proporcje składników są płynne. W zależności od utworu, szala przechyla się w jedną lub w drugą stronę. Raz mamy przewagę siarczystego, ciężkiego grania, innym zaś dominują przyjemne klimaty i łagodne dźwięki. Tak czy inaczej, to zmyślnie wykreowane dzieło, ma wszystko poukładane na swoim właściwym miejscu, mimo, iż pozornie niektóre jego składowe się ze sobą gryzą. Chociaż ciężkie i mocne, nie przytłacza posępną atmosferą, bo spokojne momenty dają trochę wytchnienia od growlu i ostrych riffów.
Specyficzna natura „The Flame of the Past” może sprawić, że fanom brutalnego, nawet technicznego death metalu, album nie przypadnie do gustu, ponieważ nie jest stricte spod znaku taki grup jak Origin czy Cannnibal Corpse. Natomiast miłośnikom progresywnej stylistyki, zwłaszcza szukającym mocnych wrażeń z pewnością się spodoba.
8/10
Robert Cisło