1. Na pierwszy ogień
2. Błysk
3. Nowy horyzont
4. Ballada o pięciu głodnych
5. Wolność z nami
6. Cięcie
7. Waldie
8. Na pierwszy ogień (full version)
9. Wyjątek z „Wolności”
Rok wydania: 1975/2020
Wydawca: Polskie Nagrania „Muza”/GAD Records
https://www.facebook.com/sbb.band
Po 35 latach od premiery, pierwszy studyjny album SBB doczekał się kolejnej reedycji. Na koncertach zespół słynął z rozbudowanych, improwizowanych utworów, w studio trójka wirtuozów musiała dostosować się do ram i wymogów sesji, chociaż Skrzek, Anthimos i Piotrowski nie zamierzali iść na radykalne artystyczne kompromisy: drugą stronę oryginalnego winylowego wydania wypełniła dwudziestominutowa suita „Wolność z nami”.
Podstawowa wersja „Nowego horyzontu” to pięć utworów. Płytę otwierają dwie krótkie kompozycje: „Na pierwszy ogień” i „Błysk”. W pierwszej, jazz-rockowe granie w klimatach Mahavishnu Orchestra spotyka się z klasycyzującymi partiami fortepianowymi Józefa Skrzeka. Rozpędzony „Błysk” intryguje paletą syntezatorowych efektów.
Tytułowy utwór to już prawdziwa żonglerka nastrojami plus świetne gitarowe solo Anthimosa Apostolisa. Od reszty materiału odbiega stylistycznie „Ballada o pięciu głodnych” – melodeklamacja Skrzeka (poematu Juliana Mateja – wówczas nadwornego autora tekstów śląskiej grupy) na syntezatorowym tle. Wspomniana wyżej suita „Wolność z nami” to SBB najbliższe koncertowemu wcieleniu. Dwadzieścia minut jamowego grania, w którym jest miejsce zarówno na fusion, natchnione wokalizy Skrzeka, jak i szopenowskie „Preludium e-moll”.
Mimo, że „Nowy horyzont” często uznawany jest za płytę „przejściową” między genialnym koncertowym debiutem, a „progrockową Pamięcią”, to po latach wciąż broni się bardzo dobrze. Krążek – po latach – spodobał się również zachodnim muzykom, chwalą ją między innymi Steven Wilson oraz muzycy szwedzkiego Opeth.
Jak przystało na reedycje wytwórni GAD Records, materiał został poddanych remasteringowi (wykorzystano oryginalne taśmy z archiwum Polskich Nagrań), dorzucono także bonusy z epoki, wśród nich „Cięcie”, które z powodzeniem mogłoby znaleźć się w podstawowym repertuarze albumu.
Robert Dłucik