1. The Answer
2. Evil
3. Sad Person
4. Adore
5. Slowing Down The World
6. I Need Something New
7. When In Love
8. Surrender
9. T.I.W.Y.G.
10. Mechanics
Rok wydania: 2016
Wydawca: Matador
http://savagesband.com/
Wyciągnięta w oczywistym geście pięść na okładce płyty „Adore Life”
jest jak znak ostrzegawczy. Uwaga! Buntownikom wstęp nakazany. Graficzna
zapowiedź muzyki jest zgodna z moimi oczekiwaniami wobec drugiego w
karierze krążka Savages . Powinno być bez znieczulenia, ostro, garażowo,
momentami agresywnie, momentami łagodnie i smutno. Tak jak zrobiły to
panie na swoim debiucie sprzed trzech lat. „Silent Yourself” powstał
właśnie według takiej recepty. Okazało się, że umaczanie
kontestatorskiej natury w post punkowych dźwiękach rodem z początku lat
osiemdziesiątych było strzałem w dziesiątkę. Inna sprawa że dziewczyny
zrobiły rzecz z klasą, a międzynarodowa prasa podchwyciła greps
umieszczając album na wysokich miejscach zestawień najlepszych
wydawnictw 2013 roku. Pojawiły się głosy malkontentów zarzucających im
zbyt nachalną wtórność. Fakt, Savages świadomie i odrobinę
prowokacyjnie obnosiło się ze swoimi muzycznymi koneksjami. Jednak
wszystko, od olschoolowej okładki po ewidentne, muzyczne zapożyczenia
było przemyślaną strategią sprzedaży swoich charakternych tekstów.
Żeński kwartet stanął w jednym szeregu z całą plejadą niezłomnych kobiet
od Patti Smith do PJ Harvey. Pikanterii całemu zamieszaniu dodaje fakt,
że wokalistka Jehnny Beth ma niezwykle podobny tembr głosu do Siouxie
Sioux. No i można się pokusić o stwierdzenie, że muzycznie Savages
jest współcześnie zbuntowaną wersją Siouxie and the Banshees kapeli, o
której było głośno ponad trzy dekady temu.
Pierwszą płytą wysoko postawiły sobie poprzeczkę, nic dziwnego że drugi
album powstawał długo jak na początkujących w muzycznym biznesie. Choć
czas się dłużył, od 22 stycznia trzyletnia przerwa przestała mieć
znaczenie. „Adore Life” spełnia wszystkie spisane powyżej oczekiwania.
Zespół Savages nie zmienił swojego oblicza, nie zboczył z obranej drogi.
Owszem jest mniej gitarowych jazgotów, nerwowej atmosfery, ale moc
pozostała. Styl został wypolerowany, ale charakter nietknięty. Od
początku panie aplikują dawkę bolesnej szczerości bez znieczulenia ze
spodziewaną punkową energią. Znowu przez niespełna czterdzieści minut
stają się zaprzeczeniem kobiecej łagodności. Z dwoma wyjątkami,
zdradzającymi drugą, bardziej nostalgiczną naturę dziewczyn. Piosenka
„Adore” ma w sobie więcej z depresyjnej osobowości Iana Curtisa
przypominając, że Joy Division wywodzi się z tego samego post
punkowego pnia. Wydaje się być chwilowym uchyleniem drzwi do
prawdziwej wrażliwości zamkniętej w kilku zwrotkach . Fragment jednej z
nich „gdybym była tylko bardziej nieśmiała/ gdybym ukryła każdą łzę
gdy płakałam/gdybym tylko umrzeć nie chciała/czy to ludzkie adorować
życie?”
Płyta „Adore Life” jest świetna i w sumie w tym zdaniu zawarta jest cała prawda o nowej muzyce Savages.
9/10
Witold Żogała