SARATAN – 2015 – Asha

01.Hvare Khshaeta
02.Asha
03.Dakhma – The Tower of Silence
04.The Chinvat Bridge
05.Khvarenah
06.Sacred Haoma

Rok wydania: 2015
Wydawca: Fonografika


Coraz większym wzięciem cieszą się zespoły, których twórczość bezpardonowo zahacza o orientalne, szczególnie bliskowschodnie klimaty. Najlepszym tego potwierdzeniem jest sukcesywnie rosnąca popularność tunezyjskiego MYRATH. Jednak również i u nas od pewnego czasu daje się zaobserwować podobną tendencję, o czym świadczyć może m.in. twórczość takich formacji jak LION SHEPHERD czy też naszego dzisiejszego bohatera, grupy SARATAN.

Zespół pochodzi z Krakowa, ale ich muzyka ma raczej niewiele wspólnego z polskimi korzeniami. Małopolski kwartet preferuje zupełnie odmienne klimaty, ewidentnie zdradzając dwoje fascynacje muzyką bliskowschodnią. Już od pierwszych taktów otwierającego „Hvare Khshaeta”, wydawnictwo zalewa słuchacza charakterystycznymi dla tamtego rejonu świata orientalnymi brzmieniami. Początek utworu to swego rodzaju atmosferyczne intro bogato okraszone bliskowschodnimi instrumentami. Niech jednak nikt nie sądzi, że na tym koniec – SARATAN posiada również drugie oblicze, które uaktywnia się już po około minucie. Wówczas to na pierwszy plan z impetem tonażowego tarana, przebija się istny kolos o wyraźnie metalowym usposobieniu. Pierwszy utwór to prawdziwa petarda, której eksplozja nie jest może zbyt impulsywna, ale za to siła rażenia druzgocząco skuteczna. W takich momentach można poczuć specyfikę m.in. takich twórców jak SLIPKNOT tudzież SEPULTURA. Oprócz tego grupa potrafi bardziej dołożyć do pieca i wtenczas obroty metalowej maszyny zostają znacznie podkręcone zbliżając zespół w rejony brutalniejszego death metalu. Słychać to np. podczas zwieńczenia „Dakhma – The Tower of Silence” z odjechanie pokręconym riffem czy też w trakcie kolejnego „The Chinvat Bridge”.

Oprócz wspomnianych już wcześniej ornamentacji instrumentalnych, znamienny klimat podsycają specyficzne zdobienia wokalne Małgorzaty Gwóźdź – występują one dość nagminnie. Dlatego po pewnym czasie można poczuć przesyt, choć nie ulega wątpliwości, że ten element twórczości SARATAN odgrywa znaczącą rolę. Wokalistka nie ogranicza sie jednak do nastrojowych ubarwień, ale również pełnoprawnie odpowiada za podstawowe partie wokalne, To nierzadko budzi skojarzenia wobec nieistniejącego już projektu UNSUN, gdzie śpiewała Anna „Aya” Stefanowicz. Małgorzatę aktywnie wspiera Jarosław Niemiec (pod pewnymi względami przywołuje na myśl manierę „Petera” z VADER), którego mocne gorwle nadają muzyce większego pazura.

Ogólnie rzecz ujmując materiał jest ciężki, solidny, a brzmienie mięsiście, dociążone. Istotną rolę na „Asha” odgrywa znamienny klimat, za którego generowanie odpowiadają liczne składowe. To właśnie wokół tego zagadnienia wszystko kręci się wokół, o czym zespół (może nawet zbyt usilnie) przekonuje praktycznie w każdym momencie. Z tego tytułu całościowo album może znużyć, zobojętniając słuchacza na obfitość orientalnych bodźców. Szwankuje przez to ogólne urozmaicenie i pojawia sie deficyt bardziej rozpoznawalnych pomysłów. Dlatego wydawnictwo sprawia wrażenie zbyt jednolitego, zbitego monolitu. Mile widziany byłby jakiś okazjonalny impuls, który chociaż na moment zwiódłby słuchacza na inne tory, wzbudzając jego większe zainteresowanie.

Uzupełnieniem całości jest orientalna forma szaty graficznej, gdzie specyficznie wystylizowane fotografie muzyków, pustynno – piaskowe tła, pejzaże dopełniają ten jakże charakterystyczny klimat. Każdy z tych elementów nierozerwalnie decyduje o wyjątkowości stylistycznej wydawnictwa, które tak faktycznie na krajowej scenie stanowi ewenement.

Jeżeli jesteście otwarci na nowe doznania, lubicie metalowy cios, a dodatkowo fascynują was śmiałe wtrącenia rodem z Bliskiego Wschodu to „Asha” może stanowić ciekawą propozycję. SARATAN poszedł w innym kierunku aniżeli większość krajowych formacji i to posunięcie może dobrze rokować na przyszłość, tak się przynajmniej wydaje.

7/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz