1. Coat of Arms
2. Midway
3. Uprising
4. Screaming Eagles
5. The Final Solution
6. Aces in Exile
7. Saboteurs
8. Wehrmacht
9. White Death
10. Metal Ripper
Rok wydania: 2010
Wydawca: Nuclear Blast
Mam problem z tą płytą. Doceniam konsekwencję stylistyczną kapel typu
AC/DC, Iron Maiden, czy Motorhead, bardzo lubię Sabaton, ale na „Coat
of Arms” zespół ze Skandynawii niebezpiecznie zbliżył się do granicy, za
którą rozpoczyna się już zjadanie własnego ogona. Zbyt dużo na „Coat of
Arms” znajomych motywów i rozwiązań aranżacyjnych…
Wygląda na to, że Szwedzi osiągnęli apogeum swoich możliwości twórczych
na świetnym concept albumie sprzed dwóch lat „The Art of War”.
Najnowsza produkcja nie rzuca na kolana, ot rzetelne wykonane zadanie,
ale bez wzlotów. Można powiedzieć, że ten album jest krokiem wstecz, do
czasów „Primo Victoria” i „Attero Dominatus”. Panowie pokusili się nawet
o nagranie kolejnego hołdu dla swoich muzycznych idoli – po „Metal
Machine” i „Metal Crue” – przyszedł czas na „Metal Ripper”. Zgadnijcie
czyj riff słychać we wstępie do tego kawałka…
Tekstowo Sabaton rzecz jasna pozostaje wierny wojennej tematyce. Tym
razem Joakim Broden raczy odbiorców opowieściami o bitwie o Midway,
sławi fińskiego snajpera, któremu Rosjanie nadali pseudonim „Biała
Śmierć”, porusza problem Holokaustu („The Final Solution”), no i po raz
kolejny sięga po polski wątek – tym razem biorąc na tapetę Powstanie
Warszawskie („Uprsing”). W tym ostatnim utworze Broden nawet śpiewa
fragment po polsku („Warszawo walcz!”), czym pewnie jeszcze zwiększy
uwielbienie dla Sabaton ze strony Polaków…
Mam nadzieję, że „Coat of Arms” nie rozpocznie zjazdu kapeli po równi
pochyłej (pod względem artystycznym, bo komercyjnie płyta z pewnością
się obroni) i panowie nagrają jeszcze takie wspaniałe power metalowe
hymny jak „Cliffs of Gallipoli”, czy „Unbreakable”. I’ll keep my fingers
crossed, guys!
6/10
Robert Dłucik