RUST – 2014 – White Fog

1. White Fog
2. Clouds
3. Good Luck
4. Mary Jane
5. Worlds Gonna Change
6. Thousand Sounds
7. Take Some Time
8. Create a Rainbow
9. Sailing On a Plastic Drum
10. Glen More Men

rok wydania: 2014
Wydawca: Rust
http://www.rustnroll.com


Na początek parę zdań tytułem wstępu. To oni wygrali konkurs dla młodych zespołów w Jarocinie (2012). Wystąpili także na Przystanku Woodstock, wzięli udział w jednym z telewizyjnych talent-show, supportowali Rival Sons oraz uświetnili premierę „Celebration Day” w poznańskim Multikinie, oddając tym samym hołd swoim muzycznym idolom czyli Led Zeppelin. Mimo tego, że działają i tworzą muzykę od ponad dekady (powstali w 2000 roku w Poznaniu), dopiero teraz ukazał się ich debiutancki album „White Fog”. Można napisać w końcu, ale jak mawia klasyk – lepiej późno niż wcale.

W tym przypadku czekać było po prostu warto. Szczególnie będą zadowoleni słuchacze, którzy darzą ogromną sympatią klasyczny rock rodem z lat 70., który ponownie jest „trendy”. Kwartet z Poznania z jednej strony kłania się legendom, przede wszystkim Plantowi i spółce (ale wyczuwam także Hendrixa, Free czy The Doors), z drugiej – bacznie obserwują to, co dzieje się obecnie na rynku muzycznym. Wpływy The Black Keys czy Jacka White’a są jak najbardziej słyszalne. Dodajmy do tego muzycznego kociołka: oldschoolowe brzmienie oraz zmysł do tworzenia wpadających w ucho melodii (wyżej wymienione nagrody nie są więc dziełem przypadku). Taki przepis zwiastuje tylko jedno – rasową płytę. Przez równe 50 minut trzymającą (bardzo) wysoki poziom. Wszystko się zgadza.

Nie ma w sumie się do czego przyczepić. Każdy z tych dziesięciu utworów zapada w pamięć po pierwszym odsłuchu. Oczywiście nie byłoby tych wszystkich zachwytów bez utalentowanych muzyków, którzy w Rust grają. Brawa dla sekcji rytmicznej, brawa za riffy, które rozsadzają moje głośniki i obłędne solówki. Czyli to, co prawdziwy koneser lubi najbardziej. Słowa uznania należą się także wokaliście. Ktoś może powiedzieć, że słychać w jego głosie i Planta, i Rodgersa. Zgoda, ale nie można powiedzieć, że bezmyślnie ich kopiuje. Michau Przybylski żongluje inspiracjami, ale wciąż pozostaje sobą. O takim facecie przy mikrofonie marzy każda początkująca kapela, która w przyszłości chce odnieść sukces. Ciekawie się to wszystko prezentuje od strony muzycznej. Jest mocno bluesowy „World’s Gonna Change”, zabarwiony folkiem (od razu na myśl przychodzi „III” Zeppelinów) „Good Luck”, przebojowy utwór tytułowy, a także budujący nastrój, instrumentalny „Sailing on a Plastic Drum” z lekką nutką orientu, który przygotowuje grunt pod ostatni utwór. Bowiem na finał czeka na nas prawdziwe opus magnum – dwunastominutowy „Glen More Men”. Cudownie psychodeliczny, który zapewne świetnie sprawdza się na koncertach. Czapki z głów panowie.

Mam nadzieję, że już niebawem cała Polska usłyszy o grupie z Poznania, bo naprawdę mamy się czym chwalić. Może zabrzmi to górnolotnie, ale ich propozycja muzyczna wcale nie jest słabsza od tej, którą prezentują chociażby panowie z Rival Sons czy inny zespół z zachodu. To ta sama liga. Życzę więc samych sukcesów w przyszłości i tego, abyśmy nie musieli na następcę „White Fog” czekać kolejnych, długich lat. Tymczasem wciskam przycisk „repeat” i przenoszę się w złote czasy muzyki rockowej. Polak też potrafi, jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Panowie z Rust są tego żywym dowodem.

8/10

Szymon Bijak

Dodaj komentarz