RSC – 2008 – Aka Flyrock

1.Rudy 38 9.40
2.Nurek 6.19
3.Zygmuntowska 7.22
4.A dziś na przedmieściach 5.13
5.RSC 6.29
6.Biały Anioł Nostalgii gra w Kaprysie 4.00
7.Towarzysz Pergamin 5.02
8.Fazi nasz korespondent w Ameryce 7.50
9.Największy entrepreuner świata 6 26
10.Niczego więcej 5.07
bonus
11.Niczego więcej – teledysk

Rok Wydania: 2008
Wydawca: Lynx Music


Nim przystąpiłam do pisania recenzji płyty ,, takiego” zespołu, zapoznałam się z kilkoma recenzjami na innych portalach, a przede wszystkim z felietonem opisującym drogę i uwarunkowania powstawania płyty grupy RSC Aka Flyrock.

Płyta wraz z dołączoną książeczką – leksykonem towarzyszy mi od momentu wydania.

Czas to pojęcie względne, tak zdają się mówić pierwszym utworem Rudy 38 na płycie Aka Flyrock muzycy RSC. Dla każdego biegnie inaczej.
Płyta rozpoczyna się tematem kończącym płytę Parakletos, która była wydana dokładnie 10 lat temu i uznana za największe epickie dzieło w dorobku RSC.

Rudy 38 sugeruje ciągłość, kontynuację ale nie powielanie tamtych dokonań. Utwór się rozwija i z czasem przechodzi w mocno osadzoną piosenkę z ,,Gabrielowską” sekcją rytmiczną pod spodem i charakterystycznym vocalem Zbyszka Działy zapinającym całość. Już wiemy, że będzie to inna płyta niż poprzednie.

Aka Flyrock zawiera 10 solidnych kompozycji oraz w bonusie niekonwencjonalny teledysk. Dzisiejsze RSC to duet, który świadomie podjął się wyzwania zrealizowania płyty nowocześnie brzmiącej, używając do tego celu analogowego instrumentarium i cyfrowej techniki. Przyznacie, duża odwaga. Muzycy zabierają nas w podróż sentymentalną do czasów i miejsc nierozerwalnie związanych z historią zespołu do czasów swojej – naszej młodości. Płyta pełna jest tajemnic i zagadek w odcyfrowaniu których pomaga nam mały leksykon RSC.

Nie znaczy to oczywiście, że będziemy słuchać tylko i wyłącznie nostalgicznych numerów, choć muzyka proponowana jest przez doświadczonych, nie pogodzonych z życiem facetów, wiernych swoim młodzieńczym ideałom. W zasadzie wszystkie utwory na krążku poprzedzone są pretekstami zmuszającymi do wywołania u słuchacza obrazów ludzi, miejsc, czasów, sytuacji z przeszłości. Płyta jest niczym album z pożółkłymi zdjęciami. Wystarczy tylko zamknąć oczy, przenieść się w czasie
i słuchać…..A muzyka połączona wspólnym mianownikiem, jest bardzo zróżnicowana.

Mamy utwory spokojne – Rudy, Zygmuntowska, RSC, Niczego Więcej – ocierające się o Pinkflyodowskie klimaty ( nie słyszałam, żeby u nas ktoś tak sugestywnie je podawał ). W Nurku czy A dziś na przedmieściach, na wskroś nowoczesnych produkcjach, grają mocne transowe rytmy zaprawione rockowymi gitarami rodem z Rash, klawisze momentami brzmią jak u Mobiego, a w rocksymfonicznych fragmentach, przeróżne instrumenty prowadzą ze sobą dialogi lub grają rozbudowane linie melodyczne, czasem równocześnie.

Bogactwo brzmieniowe, harmoniczne i aranżacyjne zdumiewa i nie przeszkadza, że bębny być może są syntetyczne ale na pewno zagrane.

A dziś na przedmieściach, słucha się chyba ,,podobnej ” muzyki i dziś na przedmieściach jest zła miłość, życie już było, i nic się nie zmienia. Gorzki tekst…



Biały anioł nostalgii gra w kaprysie, jedena z niewielu piosenek z wysuniętymi do przodu skrzypcami, swego czasu znakiem rozpoznawczym RSC. Mix tradycji ze współczesnością.

Klub, czwarta rano, na skrzypcach Stephan Grappelli, na pianie Thelonius Monk, bębny Sligerlanda a za nimi Buddy Rich i tylko patrzeć jak na swoim koniu na scenę wjedzie

Bird – Charlie Parker, to wszystko doprawione scratchami i loopami, a przecież to o Kaprysie, knajpie gdzieś dawno, gdzieś daleko w socrealnym Rzeszowie.

Towarzysz Pergamin, rozpoczyna się mocną, pierwotnie brzmiącą sekcją dętą.

Sygnatury zaaranżowane na modłę orkiestry Gila Evansa z czasów współpracy z Milsem Davisem.

Zadbano nawet o charakterystyczne dla tamtego okresu brzmienie bębnów. Mocny, drapieżny numer, tym bardziej że w dalszej części pojawiają się unisona gitar i skrzypiec dodając rock-jazzowego poweru. Trzeba mieć wyobraźnię. W środkowych częściach wprawne ucho usłyszy klimaty z The doors, na tle jednego z nich vocalista czyta formularz CV, swój czy Towarzysza Pergamina?. Ciekawy zabieg.

Brzmienie, harmonia, aranż, powalające! Po prostu nie wierzę, że oni zrobili tą płytę praktycznie we dwójkę. To nie jest możliwe! Chyba najciekawszą pieśnią kolektywu RSC, jest Fazi nasz korespondent w Ameryce. Wstępy, zwrotki z charakterystycznym dla lat sześćdziesiątych brzmieniem piana i zfuzzowanych gitar, tylko patrzeć jak w telewizji puszczą Świętego, albo coś w tym stylu.

Refreny to już zupełnie inna bajka. Mocna Gabrielowska sekcja, linie melodyczne podkładów i vocalu, a także sekcji rytmicznej się rozchodzą, mijają, po to by zejść się na końcu frazy. Na litość Boską, gdzie tu jest raz i na ile jest ten numer.
Wszystko się trzyma kupy. Nic się nie sypie, a powinno! Niemcy by powiedzieli majstersztyk. Środkowa, skrzypcowa część Faziego zapowiada w pewnym sensie następny numer, Największy Entrepreuner Świata. Rzecz o legendarnym menago grupy RSC – Kowalu, co można wyczytać w leksykonie.

Na pozór muzykę przenikają wręcz cyrkowe klimaty, ja tu jednak widzę surrealistyczne obrazy Feliniego, które idealnie mi pasują do tego podkładu jak do muzyki Nino Roty.

Pod koniec utworu robi się wręcz schizofrenicznie. Bardzo sugestywna rzecz, podsumowująca w pewnym sensie naszą historię, dzieje zespołu i płytę.

Na deser jako ostatni flyrockowy Niczego Więcej, bardzo nośny i pełen powietrza , pozwala na oddech po tej dawce zagadek i tajemnic. Duża klasa.

Płyta jest świetna ale bardzo tajemnicza i wymagająca. Trzeba jej poświęcić trochę czasu, odpłaci nam to niezwykłymi doznaniami. Muzyka brzmi ciepło analogowo, wręcz można jej dotknąć, a teksty literacko – najwyższa półka, jak zwykle mówią same za siebie…

Nadal nie wierzę, że oni zrobili to we dwójkę. W tym musi być jeszcze jedna tajemnica, której nie odkryłam. Może Wam się uda?

Beta

Dodaj komentarz