CD1 – Compilation
1. Hole In The Sky
2. Crazy Lane
3. I Don’t Know
4. Home Again
5.The Gentle Art Of Swimming
6. Sun In The Sky
7. Roses
8. Wasted Land
9. 3 Lights
10. Silenced
11. Choose What You Want To Look At
CD2 – Revisited
1. Sleep
2. Trying To Kiss The Sun
3. Moonflower
4. Watching The World
5. Start The Fire
6. Farewell
7. World Through My Eyes
8. Cake
9. Fool
10. Breathe In, Breathe Out
11. Bound To Reach The End
Wydawca: Gentle Art of Music/Soulfood
Rok wydania: 2010
http://www.myspace.com/rpwl
Wspaniały prezent dla swoich fanów przygotowało RPWL z okazji dziesiątej
rocznicy działalności. Na pierwszym dysku tego jubileuszowego
wydawnictwa znalazło się 11 kompozycji w wersjach znanych z regularnych
płyt. Dobór utworów bardzo trafny: nie zabrakło długich, klimatycznych,
jakże floydowych „Hole In The Sky”, „Home Again”, „The Gentle Art of
Swimming” i „Silenced”; z drugiej strony mamy bardziej zwarte,
przebojowe oblicze Bawarczyków w postaci „Wasted Land”. No i jest
jeszcze pamiętne „Roses”, zaśpiewane przez Ray’a Wilsona… Płytka o
wszystko mówiącym tytule „Compilation” może być świetnym wprowadzeniem
do świata dźwięków RPWL dla tych, którzy dopiero chcieliby poznać ich
twórczość.
Prawdziwą gratką dla zagorzałych fanów Langa, Wallnera i spółki jest
natomiast drugi dysk zatytułowany „Revisited”. Stanowi on dopełnienie
zestawu „The Best of…” („Sleep”, „Trying To Kiss The Sun”, „Start The
Fire”, czy uroczo przebojowy „Breath In, Breathe Out”), ale zarazem
pozwala spojrzeć z nieco innej perspektywy na dobrze znane kompozycje.
Muzycy postanowili bowiem poddać te utwory liftingowi. Zaprosili do
współpracy przyjaciół grających na smyczkach lub różnych egzotycznych
instrumentach, wzbogacili też niektóre kawałki kobiecymi wokalami.
Najważniejszą rolę w przygotowaniu nowych aranży odegrał Tom Norris,
członek Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, na „Revisited”
odpowiedzialny za smyczkowe aranżacje.
Jest takie powiedzenie: „Lepsze jest wrogiem dobrego”. Majstrowanie
przy własnych kompozycjach nie wszystkim wychodziło na dobre, że wspomnę
chociażby – nudny niczym wenezuelski serial – akustyczny album
Marillion, czy ostatnie „cudo” w postaci „Elect The Dead Symphony”,
gdzie Serj Tankian postanowił zostać drugim Pavarottim…
RPWL na szczęście udało się odpowiednio wyważyć proporcje. Nie ubrał
tych pięknych kompozycji w bombastyczne orkiestrowe dźwięki, ani też nie
zubożył ich do poziomu ogniskowych piosenek. Zaproponował uroczy,
kameralny album, właściwie w konwencji „unplugged”; smyczki dodały
wielu utworom nowych – najczęściej Wschodnich barw. Słuchanie „Sleep” i
„Farewell” w tych aranżacjach szczególnie chwyta za serce…
Całość została efektownie wydana, jak na takie jubileuszowe wydawnictwo
przystało. Ocen wystawiał nie będę, bo brak tutaj premierowego
materiału, ale gdybym musiał – byłaby to mocna „dziewiątka”.
Robert Dłucik
P.S. Do pełnej „dychy” brakuje mi na tym wydawnictwie chociaż jednego
coveru Pink Floyd, który to zespół odegrał przecież ogromną rolę w
historii RPWL i którego utwory Bawarczycy interpretują w mistrzowski
sposób…