1.Silenced
2.Breath In, Breath Out
3.Where Can I Go
4.Masters Of War
5.This Is Not A Prog Song
6.Watch Myself
7.Stranger
8.River
9.Choose What You Want To Look At
10.Turn Back The Clock
Rok wydania: 2008
Wydawca: InsideOut
Zespół RPWL zaczynał swoją muzyczną przygodę od grywania coverów grupy
PINK FLOYD, dopiero w 2000 roku nagrali swój pierwszy solowy album -God
Has Failed z własnym materiałem, który przepełniony był floydowskim
klimatem do tego stopnia że płytkę można śmiało postawić na półce obok
The Division Bell Floydów. Swoje muzyczne fascynacje kontynuowali na
kolejnych krążkach: Trying To Kiss The Sun (2002), Stock (2003), oraz
przewspaniałą moim zdaniem obok debiutu najlepszą World Trough My Eyes
(2005). Niedawno dotarło do moich rąk nowe dziecko niemieckich muzyków –
The RPWL Expirience (z Hendrixem nie ma to nic wspólnego).
Na nowej płycie da się zauważyć że zespół znużył się trochę floydowską
aureolą i poszukuje nowej drogi artystycznego wyrazu, ale w tym
poszukiwaniu chyba się trochę pogubił i nie bardzo wie w jaką stronę
podążyć, w związku z tym płyta jest bardzo nierówna.
Składa się z dziesięciu utworów i postaram się je pokrótce przeanalizować.
Utwór pierwszy – Silenced to najdłuższy kawałek na płycie (9:52),
początek kojarzy mi się nieco z Porcupine Tree, utwór fajnie się rozwija
i w zasadzie to niezły początek tego albumu.
Z kawałkiem nr2 – Breathe In, Breathe Out jest już dużo gorzej. Utworek
ten a w zasadzie ta piosenka mogła by być śmiało puszczana w którejś z
komercyjnych stacyjek jakich wiele na falach ultrakrótkich. Niestety nie
jest to piosenka na miarę Roses z poprzedniegon albumu..
Utwór nr3 – Where Can I Go – jest jeszcze gorzej, te jałowe gitary na
wstępie przywodzą skojarzenia z płyta Opel Syda Baretta kawałek jest
dosyć długi (7:19), w drugiej jego części słyszymy echa solowego Fisha.
Numer czwarty – Master Of War to chyba najbardziej floydowski kawałek na
tej płycie, więcej przestrzeni w stylu starego RPWL , w stylu
klasycznych dokonań Pink Floyd, co się okazuje wtórność niekiedy może
być zaletą.
This Is Not A Prog Song – nr 5, tytuł mówi sam za siebie, to nie
progresywne epickie arcydzieło lecz zwykła lekka piosenka z chwytliwym
refrenem.
W szóstym utworze – Watch Myself znów słyszymy te Barretowe gitary i
trochę psychodelicznego klimatu w drugiej części, no i może domieszka
Hogarthowego Marillionu.
Nr 7 – Stranger , na początku słychać strzały z broni maszynowej a potem
wchodzą ostre gitary, naprawdę ostre wręcz metalowe, i wiecie z czym
kojarzy mi się ten kawałek ? Z Voi Vodem -niesamowite. Bezwzględnie
najostrzejszy kawałek na płycie, taki płytowy dziwak (Stranger)
Po ciężkich jak na RPWL brzmieniach chwila wytchnienia, wypływa z
głosników kolejny utwór -River, zaczyna się bardzo urokliwie,
akustycznie, potem dostajemy porcję psychodelicznych dźwięków i znów
jest lirycznie., całkiem przyjemnie.
Pozycja dziewiąta na płycie – Choose What You Want To Look At, rapowany
poczatek i znów żywsze dźwięki, ten utwór zupełnie mnie nie przekonuje,
oby zespół nie poszedł w tym kierunku.
Wreszcie dobrnęliśmy do końca płyty, ostatni numer – Turn Back The
Clock. Zespół ułożył repertuar na zasadzie szybko-wolno, znowu możemy
odetchnąć przy błogich dźwiękach, skojarzenia z solowym Richardem
Writtema więc znów oscylujemy wokół Pink Floyd.
Z moich luźnych rozważań wynika że płyta jest nierówna, w całości się
nie broni, ale wybrzmiało na niej kilka fajnych dźwięków. Sama okładka
dużo nam mówi o zawartości albumu. Nowa płyta nie ma już tyle
przestrzeni co jej poprzedniczki. Muzycy zeszli z księżyca , nie
przemierzą już bezkresnych przestrzeni kwiecistych łąk by zamknąć się w
poszarzałych czterech ścianach z telewizorem jako jedynym oknem na
świat, oknem który bardzo ten nasz piękny świat deformuje wszechobecną
komercją. Okładka dosyć klaustrofobiczna ale z drugiej strony każdy z
nas potrzebuje czasem zamknąć się w czterech ścianach by odetchnąć.
Miejmy nadzieję że ten odpoczynek grupy RPWL nie będzie zbyt długi i
znowu wyjdą z następną płytą w świat i znają na niej tą właściwą
muzyczna drogę.
Ocena: pół na pół
5/10
Marek Toma