ROYAL REPUBLIC – 2012 – Save The Nation

1. Save the Nation
2. You Ain’t Nobody (’til Somebody Hates You)
3. Be My Baby
4. Everybody Wants to Be an Astronaut
5. Make Love Not War (If You Have to Make War – Make Sure to Make Time to Make Love in Between)
6. Strangers Friends Lovers Strangers
7. Addictive
8. Molotov
9. Punch Drunk Love
10. Sailing Man
11. Let Your Hair Down
12. Revolution

Rok wydania: 2012
Wydawca: Roadrunner
http://www.wearetheroyal.com


Co się dzieje, gdy przyjdzie zrecenzować album nieznanego Ci zespołu? Albo go pokochasz albo znienawidzisz… i mnie na całe szczęście przytrafiło się to pierwsze. Royal Republic to zespół powstały w 2007 roku w Szwecji. Jeśli komuś to państwo kojarzy się wyłącznie z zimnym metalem, to muszę przedstawić idealną przeciwwagę, która rozgrzeje Was w czasie długich jesiennych wieczorów.

„Save the Nation” to drugi album w historii zespołu. Znajdziemy na nim dwanaście utworów w wersji standardowej i o trzy więcej w wersji deluxe. Piosenki trwają średnio trzy minuty, co sprawia, że album kończy się naprawdę szybko. Jednak nawet gdyby utwory trwały nieco dłużej, to podejrzewam, że dynamika zrobiłaby swoje. Ten krążek to niby dość proste rockowe granie, które wpada w ucho i którego naprawdę chętnie się słucha. Wokalista ciekawie eksperymentuje ze swoim głosem, jak w „You Ain’t Nobody (’Til Somebody Hates You)”, gdzie krzyczy zdzierając swoje struny. Całkiem przyzwoicie wypada „Everybody Wants To Be An Astronaut” z prześmiewczym tekstem o astronaucie gwieździe. Muzycy mogą również pochwalić się prawdopodobnie jednym z najdłuższych tytułów piosenek w historii muzyki – „Make Love Not War (If You Have To Make War – Be Sure To Make Time To Make Love In Between)”. Spragnionym gorących rytmów polecam również ”Strangers Friends Lovers Strangers” oraz cover X ”I Don’t Wanna Go Out”. Najmocniejszy punkt albumu to z pewnością „Addictive”.

Ten krążek jest idealny do potańczenia, czy to na koncercie, czy na szalonej imprezie. Teksty nie są specjalnie ambitne, ale to nie razi, bowiem idealnie pasują do muzyki. Całość kończy się tak szybko, jak szybko wpada w ucho, ale jest nadzieja, że w jakiś sposób uzależni nas od siebie, zmuszając do kilkukrotnego przesłuchania. Na zakończenie polecam „Untitled”, z ciekawym wokalem – dowód na to, że wokalista ma całkiem spore możliwości w kwestii śpiewu. Fani Foo Fighters czy Papa Roach z pewnością powinni po tę płytę sięgnąć.

7/10

Monika Matura

Dodaj komentarz