ROYAL HUNT – 2013 – A Life To Die For

01. Hell Comes Down From Heaven
02. A Bullet’s Tale
03. Running Out Of Tears
04. One Minute Left To Live
05. Sign Of Yesterday
06. Won’t Trust, Won’t Fear, Won’t Beg
07. A Life To Die For

Rok wydania: 2013
Wydawca: Frontiers Records
http://www.royalhunt.com


Royal Hunt, w moim odczuciu, bardzo odważnie poczynał sobie na granicy hardrocka i metalu symfonicznego czy progresywnego (na szczęście klawiszowiec zespołu i główny kompozytor Andre Andersen zawsze potrafił uniknąć w tej materii przesady).

Historia grupy również nie była linią prostą. Jeśli chodzi o zmiany składu warto wspomnieć o stanowisku za mikrofonem, gdzie po dwóch (nota bene bardzo udanych) albumach z Markiem Boalsem, na łono grupy powrócił (prawdopodobnie za sprawą nacisku fanów) D.C. Cooper. Co zabawne kontynuacja tematu kultowego albumu „Paradox” (gdzie śpiewał Cooper), czyli „Collision Course”, została wydana jako pierwszy album z Boalsem.

Tyle ciekawostek.

Mamy rok 2013 po udanej trasie promującej poprzedni album, oraz wieńczącym go wydanym DVD, otrzymujemy w przyzwoitym odstępie dwóch lat nową płytę studyjną „A life to die for”. I przyznam, że jest to płyta która wydaje się pierwszą od wielu lat kontynuacją dobrej passy (zarówno stylistycznie jak i personalnie). Nowa płyta zawiera te elementy do których zespół nas już przyzwyczaił. Odnajdziemy więc gościnne partie kobiecych wokaliz oraz jeszcze potężniejsze niż zwykle partie orkiestry. A to za sprawą faktu, że tym razem zatrudniono filharmoników, a nie polegano wyłącznie na klawiszach Andersena.
Całość jest pompatyczna jak zwykle, ale do takiego patosu zespół nas przyzwyczaił. Może i w innym przypadku moglibyśmy być przesyceni symfoniką. Jednak Royal Hunt ma w tej kwestii fory.

Zespół zaserwował nam siedem kompozycji, które trwają może i ponadprzeciętnie długo, ale nie są w stanie nudzić. Często kiedy zerkałem na licznik byłem przekonany, że właśnie wybrzmiał najbardziej konkretny i idealny na singla numer, a cyferki oscylowały zaskakująco w okolicach siedmiu czy ośmiu minut.
Muzyka zawarta na płycie jest ambitna, ale i przystępna zarazem, czego dowodem jest sympatia moich domowników do tej płyty. Kolejne refreny z łatwością zapadają w pamięć, a częstym przypadkiem jest podśpiewywanie sobie przez słuchacza kolejnych fraz…

Zagorzałym fanom polecam wersję z dodatkowym DVD, gdzie w bardzo fajny sposób zmiksowano utwory zarejestrowane podczas różnych koncertów ze scenami zza kulis, przygotowaniami do koncertów, czy też czasem z trasy, z życia zespołu. Ciekawe są zatem sceny z fotosesji, która znienacka zamieniła się w akustyczny jam, czy też kadry z knajp. Uroczym była również scena gdy muzycy grupy zaczęli tak od niechcenia intonować swój utwór „na mieście”, co zaowocowało również kapitalną jego wersją. Dodatkową atrakcją jest wywiad z mózgiem grupy, który oprowadza nas po studio.

Właściwie jestem daleki stwierdzenia, że ten album przebija poprzedni… ale dorównanie mu to również doskonała rekomendacja.

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz