ROCKOMOTIVE – 2025 – Słowa przegrane

01.Czy mnie jeszcze pamiętasz?
02.Nowy dziwny świat
03.Monotonia
04.Sen sentymentalny
05.Słowa przegrane
06.Diabeł
07.Dusza chce bluesa
08.Blues dla Małej
09.Chcę odpłynąć
10.Moje miasto

Rok wydania: 2025
Wydawca: LYNX


Krakowskie wydawnictwo LYNX pod kierunkiem niestrudzonego Ryszarda Kramarskiego stale wzbogaca swoją ofertę fonograficzną. Kojarzona dotychczas głównie z rockiem progresywnym oficyna chętnie otwiera się w ostatnich latach na inne gatunki. W ubiegłym roku błysnęła chociażby udanym debiutem formacji Baddo, skupiającej byłych członków zespołu Kruk. Niedawno zaś za pośrednictwem LYNX ukazała się – również debiutancka – płyta grupy Rockomotive, której nadano tytuł „Słowa przegrane”.

Zestawienie nazwy Rockomotive z Baddo nie jest bezpodstawne. W obu przypadkach wspólnym mianownikiem okazuje się być przywołany powyżej zespół Kruk. W składzie Rockomotive znajdziemy aż trzech muzyków mających za sobą staż w tej zasłużonej hard-rockowej ekipie. Jest to sekcja rytmiczna w osobach Krzysztofa Nowaka na basie i Dariusza Nawary na perkusji (obaj grający równolegle w Baddo) oraz klawiszowiec Michał Kuryś. Łącznikiem z Baddo – ale już bez krukowych powiązań – jest z kolei gitarzysta Wojciech Bembenek. To nie oni są jednak siłami sprawczymi całego zamieszania. Rockomotive powołał do życia gitarzysta Jarosław Nasalski wespół z wokalistą Michałem Majką. Dwójka weteranów lokalnego środowiska muzycznego zainicjowała ten projekt już w 2003 roku po latach tułania się w grupach Bluestro, Raut i Wyrwani. Ponad dwie dekady aktywności na scenach całego kraju podsumowane zostało w końcu pełnowymiarowym wydawnictwem kompaktowym.

Przejdźmy więc do sedna sprawy – czyli do muzyki. Powiązania Rockomotive z Krukiem sprowadzają się wyłącznie do częściowo zbieżnej obsady personalnej. Gatunkowo jest to zupełnie inna bajka. W formacji dowodzonej przez Piotra Brzychcego od zawsze obowiązywał hard-rock, silnie nawiązujący do spuścizny Deep Purple. Tymczasem w twórczości Rockomotive purpurowe dziedzictwo Ritchie’go Blackmore’a schodzi na bardzo daleki plan. Punktem wyjścia jest tu blues. A dokładniej – silnie zakorzeniony w latach 70-tych blues-rock spod znaku Free, Allman Brothers Band czy wczesnego ZZ Top. Słychać też inspiracje rodzimymi przedstawicielami tego gatunku – z silnym wskazaniem na Tadeusza Nalepę i jego Breakout oraz Dżem z czasów Ryśka Riedla. Coś dla siebie znajdą nawet zwolennicy formacji Złe Psy – zresztą sposób śpiewania Michała Majki dość często przywodzi na myśl manierę wokalną nieodżałowanego Andrzeja Nowaka.

Zespół zdecydował się na przekaz polskojęzyczny. Autorskie teksty wywodzą się wprost z klasycznej szkoły literackiej Bogdana Loebla (poety i nadwornego tekściarza Breakout). Są życiowe i nie silą się na wyszukane metafory. Nie o to przecież chodzi w takiej twórczości. Co w sercu, to na dłoni. Szczerość i prostota wypowiedzi przede wszystkim. Podobnie jest z graniem. Grupa trzyma się bluesowego kanonu. Nikt tu Ameryki na nowo nie odkrywa – chociaż instrumentaliści mimowolnie w rejony tegoż kontynentu spoglądają. Konsekwentnie schlebiają przy tym własnym upodobaniom z młodości. Wszak dobra muzyka się nie starzeje.

Płytę otwiera dynamiczny bluesior „Czy mnie jeszcze pamiętasz” i od razu łapiemy właściwe wibracje. Następujący po nim „Nowy dziwny świat” toczy się nieco wolniej. I tak jest przez całą płytę – raz wolniej, raz szybciej, ale cały czas w obrębie klasycznych bluesowych schematów. Spory potencjał na hicior ma piosenka tytułowa. Są też oczywiście przykłady ostrzejszego łojenia – „Dusza chce bluesa” (tekstowo potraktować go można jako manifest programowy zespołu), „Chcę odpłynąć” a zwłaszcza zamykający płytę „Moje miasto”. Riff inicjujący ten numer to luźne „purpurowe” nawiązanie do krukowej przeszłości niektórych członków zespołu.

Nagrania tchną autentyzmem i radością z wykonywanej muzyki. Wybrzmiewa profesjonalizm i doświadczenie sceniczne. Słychać, że grają tam starzy wyjadacze, faceci doskonale obyci z estradą. Sekcja rytmiczna trzyma wszystko w ryzach, soczyste gitarowe riffy stanowią świetny podkład dla – czasem rzewnych a częściej ognistych – solówek. Idealnie współgra z tym gęste tło organów Hammonda, czasem wysuwających się przed szereg w postaci wirtuozerskich pasaży klawiszowych. Brzmienie zespołu jest surowe, typowo koncertowe – jak przystało na rasowych bluesmanów.

Niełatwą drogę obrali sobie panowie artyści tworzący grupę Rockomotive. W naszych zdigitalizowanych i nastawionych na tani poklask czasach granie szczerego „oldschoolowego” bluesa raczej nie przysporzy im masowej popularności. Wiem, że muzycy myślą już powoli o następnej płycie. Kilka premierowych kompozycji miałem okazję usłyszeć podczas koncertu promującego omawiany tu krążek. Jestem zatem pełen podziwu dla determinacji i konsekwencji tej ekipy. Róbcie swoje a blues niech będzie z Wami!

8/10

Michał Kass

Dodaj komentarz