1. After Eight
2. Big Band
3. Mongolski
4. Excersice Surprise
5. Goo Goo
6. Interflop
7. Manila I
8. Master Mind
9. Sambario
10. Tiku Tiko
11. Vienna
12. Z mchu i paproci
Rok wydania: 2020
Wydawca: Gad Records
Robert Golla jest polskim gitarzystą, który od wielu lat mieszka za naszą zachodnią granicą. Przez rodzimych fanów rocka kojarzony jest przede wszystkim za sprawą współpracy z Józefem Skrzekiem przy nagrywaniu kultowego albumu „Wojna Światów – Następne Stulecie” w roku 1981. Znalazł się też w składzie formacji towarzyszącej Skrzekowi podczas krótkiej trasy promującej wspomniany album. Kilka miesięcy temu staraniem Gad Records ukazała się płyta przynosząca zapis scenicznej prezentacji „Wojny Światów” z udziałem Golli – pisaliśmy o niej na naszych łamach.
Sprowadzanie dorobku Roberta Golli wyłącznie do roli sidemana w grupie Skrzeka jest mocno krzywdzące. Był to tylko ważny epizod w jego długiej już karierze. Swoją przygodę z muzyką w Polsce zaczynał prawie pół wieku temu od grania na Śląsku w różnych amatorskich składach bluesowych, między innymi z Janem Skrzekiem, bratem Józefa. Następnie trafił do prowadzonej przez Ireneusza Dudka grupy Irjan. Po kilku latach związał się z formacją Bractwo Kurkowe a ostatecznie pod koniec 1980 roku otrzymał propozycję przyłączenia się do grupy Józefa Skrzeka. Po zawirowaniach politycznych mających wpływ na zawieszenie koncertowej aktywności byłego lidera SBB Robert Golla wyjechał do Niemiec (wówczas Zachodnich). Był grudzień 1981 roku i wkrótce świat obiegła informacja o wprowadzeniu w naszym kraju Stanu Wojennego. To pomogło młodemu Robertowi podjąć decyzję o emigracji na stałe. Osiadł w Kassel. Oczywiście nie zaprzestał działalności artystycznej. Grał między innymi z zespołem Mac Machine i Lutherem Allisonem. Po latach nawiązał współpracę z cenionym twórcą muzyki elektronicznej, Wolframem Der Spyrą. Pojawił się na jego płycie „Headphone Concert” nagranej w 2002 roku. Zrealizował też między innymi autorską płytę „One To One”, na której odpowiedzialny był za całe instrumentarium.
Teraz z lekkim poślizgiem trafia w moje ręce kolejny solowy album pana Roberta, również wydany nakładem sosnowieckiego Gad Records. Nosi tytuł „Too Much”. Nie są to jednak nagrania nowe. Pochodzą z sesji, która miała miejsce w roku 2004. Golla postanowił tu sprawdzić się w roli lidera klasycznego power trio – z udziałem basisty i perkusisty. Na tych stanowiskach partnerują mu Norbert Drews i Jorg Müller Fest. Całość zrealizowano w starym stylu, na tzw. „setkę” czyli całkowicie na żywo, bez jakichkolwiek nakładek i poprawek. Efekty sesji długo czekały na publikację. Masteringu dokonano dopiero w roku 2018 w berlińskim studio Wolframa Der Spyry a tłoczenia w roku 2020.
Płyta przynosi nam ponad godzinę instrumentalnej mieszanki rocka, jazzu i bluesa. Autorem prawie wszystkich utworów (z jednym zaznaczonym na okładce wyjątkiem) jest firmujący album gitarzysta. Podczas sesji zarejestrowano kompozycje z różnych okresów twórczości Golli. To miłe dla ucha, bujające motywy, pełne błyskotliwych solówek i chwytliwych zagrywek gitarowych, którym dzielnie sekunduje pulsujący bas i precyzyjna rytmika perkusji. Aż chciałoby się napisać, że Jorg Müller Fest wybija rytm z iście niemiecką dokładnością, ale w obecnych czasach chyba jest to już dowcip niepoprawny politycznie.
Golla mniej lub bardziej świadomie udowadnia, że pilnie przysłuchiwał się grze swego starszego kolegi po fachu, Apostolisa Anthimosa. Zresztą jeden z utworów na płycie – „Interflop” – jest swobodną interpretacją kultowego „Drzewka oliwnego”, które nasz polski wirtuoz greckiego pochodzenia skomponował swego czasu dla grupy Krzak. Dlatego też zawartość płyty „Too Much” można w ciemno polecić wszystkim tym, którzy cenią solowe krążki naszego Lakisa. Trafi też w gust miłośników talentu Johna Scofielda, Jeffa Becka, Jarosława Śmietany czy Grzegorza Kapołki. Nie oznacza to absolutnie, że działalność artystyczna Golli jest kalką. Gitarzysta ma indywidualny styl gry i komponowania. A to, że słyszalne są pewne inspiracje? Cóż, w takim graniu prochu się już raczej nie wymyśli.
Album „Too Much” cechuje się świetną realizacją dźwięku i odpowiednią selektywnością partii poszczególnych instrumentów . Aż trudno uwierzyć, że sesja miała miejsce prawie dwadzieścia lat temu – brzmi, jakby nagrano to wczoraj. Niestety – w obecnych czasach jest to muzyka z założenia niszowa. Spodoba się zwolennikom ambitnego grania, którzy docenią warsztat i wirtuozerię, natomiast nie należy się raczej spodziewać wymiernego sukcesu komercyjnego. Zresztą Robert Golla jest zapewne świadomy tej sytuacji i od lat konsekwentnie robi swoje, nie schlebiając gustom przypadkowych odbiorców.
9/10
Michał Kass