ROB MORATTI – 2011 – Victory

01. Life On The Line
02. Everything But Goodbye
03. Life Time
04. Power of Love
05. Hold That Light
06. On and On
07. Take It All Back
08. I Promise You
09. Standing On Top of the World
10. Jeannie
11. Now More Than Ever

Rok wydania: 2011
Wydawca: Escape Music
http://www.robmoratti.net/


Co robi wokalista zastępujący w zespole sławnego poprzednika, który wyleciał z zespołu z powodu powrotu „syna marnotrawnego”? Nie ma wyjścia musi radzić sobie sam, wydaje więc album solowy, chcąc udowodnić światu a przede wszystkim chyba sobie, że umie obyć się bez niedawnych, sławnych towarzyszy. Podobnie było z Rayem Wilsonem, który musiał odejść z Genesis, podobnie było z Blazem Bayleyem, który wyleciał z Ironów na rzecz Dickinsona. Moratti również po krótkiej przygodzie z Sagą, płytą „Victory”kontynuuje swoją własną sagę.

Jakie więc klimaty dominują na jego solowej płycie? Robi to, w czym czuje się chyba najlepiej. Jego muzyka jest, jak sądzę, jeszcze bardziej łagodna niż to, co muzycznie prezentowała Saga. Zdecydowanie bardziej AOR-owo, z delikatną softrockową otoczką. Gitarowe solówki nie są tak wyraziste i intensywne jak gitary Iana Crichtona z Sagi, chociaż mogą się podobać. Rolę wioślarze pełni tutaj Reb Beach (Winger, Dokken, Whitesnake). Bywa jednak i na tej płycie fragmentami bardziej rockowo, z nieco większym gitarowym żarem („Hold That Light”, „On and On”). W utworze „Take It All Back” zapachniało nawet odrobinę Van Halenem. Płyta jest dosyć równa, trudno wybrać spośród tych 11 kompozycji zdecydowanego faworyta. Z punktu widzenia fana muzyki progresywnej, kompozycja „On and On” to najjaśniejszy punkt tej płyty. Najbardziej hiciarski potencjał ma natomiast lightowa balladka „Life Time”.

Osoby, które preferują właśnie taki AOR-owy, lżejszy odcień rocka znajdą w obcowaniu z nią wiele przyjemności. Muzyka nie absorbuje zbytnio słuchacza, próżno skupiać się tutaj aby wykryć jej drugi, trzeci, czy czwarty wymiar. Miłośnicy neoprogresywnych, bogatych strukturalnie dźwięków, będą pewnie nieco zawiedzeni. Wszystko podane jest tutaj na tacy, niczym barwny, delikatny letni drink. Jest lekko, przyjemnie i ciepło i melodyjnie, może to być więc idealny podkład do letniego leżakowania. Solidny wokal Morattiego w takiej właśnie konwencji, trzeba przyznać, wypada jednak wybornie.

7,5/10

Marek Toma

Dodaj komentarz