1. Goodbye Sweet Innocence (10:40)
2. Living in the Past (11:58)
3. Forgotten Land (9:57)
Rok wydania: 2011
Wydawca: ProgTeam
http://www.myspace.com/riversidepl
„Przeklęty bądź zegarze, w którym czas nie może być cofniony…”
To nie tak, że wskazówki w naszych zegarach zbudowane są z twardszego
od tytanu tworzywa, czegoś tak wielce wyjątkowego, że nie w naszej mocy
byłoby je móc poruszyć. Wręcz przeciwnie – możemy to zrobić, i to z taką
łatwością, z jaką przychodzi nam położyć się wieczorem przed
telewizorem i bezmyślnie zmieniać kanały z dziwacznym przekonaniem, że
dwadzieścia sekund wystarczy, aby pojawiło się na nich cokolwiek wartego
uwagi. Wiemy jednak, że oszukać moglibyśmy wtedy wyłącznie samych
siebie, a czas, w pełni swojej zadziorności, zupełnie nielitościwie,
pędziłby dalej na złamanie karku. I niczym bezczelny motorniczy w
miejskiej komunikacji zostawiłby nas za sobą. Z setkami wspomnień w
głowie, tysiącami widm emocji, smutkiem lub radością; zostawiłby nas na
niechybne zapomnienie. Jedyne zatem, co możemy robić, to biec za nim. A
wspominać i przeżywać, jakkolwiek boleśnie to nie zabrzmi, powinniśmy
wyłącznie w biegu.
A jednak kim byłby człowiek, gdyby uparcie nie stanął czasem, na złość
wszystkiemu w miejscu i nie cofnąłby na kilka krótkich chwil (skoro
czasu nie będzie mógł nigdy) chociaż własnych myśli..?
Pamiętasz, drogi Czytelniku, kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z
muzyką Riverside? Bo ja nie tak dawno temu, w lecie 2008 roku. Mimo to,
czuję się niczym zatwardziały, zdziadziały fan – zespół widziałem
dwukrotnie na żywo, na półeczce posiadam pełną dyskografię, dwie pozycje
podpisane nawet przez wszystkich członków grupy, na pamięć znam każdą
solówkę z „Second Life Symdrome”. Jakże więc radosny jest fakt, że
oprócz polskiej trasy w najbliższym czasie, zespół przygotował dla
swoich słuchaczy jeszcze jedną niespodziankę z okazji dziesięciolecia
działalności. Wydawnictwo „Memories In My Head” to półgodzinna EPka z
całkowicie premierowym materiałem, którą nabyć można – przynajmniej
obecnie – tylko na występach chłopaków. „A warto?” – spytał niewierny
Tomasz.
Oczywiście, do diaska! Trzy utwory, jakich przyjdzie nam posłuchać na
„Memories In My Head”, odchodzą od szalonego światka „ADHD”, ale nie
biegną niczym wystraszony berbeć w ramiona matczynej trylogii „Reality
Dream” – udaje im się stworzyć własny charakter. Wielowątkowe, powolutku
rozkręcające się, pozytywnie psychodeliczne i, od czasu do czasu,
pachnące najlepszymi krążkami Pink Floyd. Piotrek Grudziński z rzadka
atakuje nas soczystymi riffami, ustępując miejsca Michałowi Łapajowi,
który rozdaje większość kart potężnymi falami klawiszy. Wszystko tutaj
jest bardziej „prog”, w klasycznym tego słowa rozumowaniu. Oczywiście,
zdarzy się popuścić hamulce, na przykład w moim ulubionym „Living in the
Past” z porkowymi riffami w środku, ale częściej przyjdzie słuchaczowi
rozpływać się w fotelu przy ciepłym śpiewie i przyjemnie plumkającym
basie Mariusza Dudy, staromodnych klawiszach i oszczędnej grze Piotrka
Kozieradzkiego.
Dziesięciolecie to ważny moment w każdym związku (a zwłaszcza związku
czterech dojrzałych facetów!) i okazja do odrobiny refleksji nad
wszystkim, co udało się zrobić i zrobić jeszcze można. Nie dziwią zatem
teksty dotykające tematów przemijania, wspomnień i toposu minionych
czasów. Wpasowują się idealnie w nastrój kompozycji, pozwalają na pół
godziny odlecieć od otaczającej nas rzeczywistości.
Kurczę, łapię się na tym, że „Memories In My Head” nie potrafię
postrzegać jako małej przystawki, bonusiku, „zwykłej” EPki. O wiele
przyjemniej mi myśleć, że to zupełnie nowe, pełnoprawne wydawnictwo
mojego ulubionego polskiego zespołu, o własnym „ja”. A poziom trzech
kompozycji, wylewający się z głośników nastrój, spójna tematyka i
rewelacyjna okładka pozwalają mi żyć w tym słodkim złudzeniu. Nie
będzie, powiadam, lepszej pamiątki z koncertu niż ten bąbel, podpisany
przez wszystkich członków grupy!
9/10
Adam Piechota