RIHANNA – 2009 – Rated R

1. Mad House
2. Wait Your Turn
3. Hard
4. Stupid In Love
5. Rockstar 101
6. Russian Roulette
7. Fire Bomb
8. Rude Boy
9. Photographs
10. G4L
11. Te Amo
12. Cold Case Love
13. The Last Song

Wydawca: Def Jam
Rok wydania: 2009
http://www.rihannanow.com/


U mnie w domu słucha się również muzyki popowej. Daleki byłem od tego aby na siłę próbować forsować moje ulubione kawałki domownikom. Szanujemy jednak swoje zainteresowania na tyle, że na naszym odtwarzaczu gości tyle często muzyka rockowa/metalowa co i popowa a nawet taneczna.
Przyznam (i zauważyłem, że działa to również w stronę odwrotną), że podobają mi się niektóre utwory (rzadziej płyty) granych w popularnych rozgłośniach radiowych muzyków.
Sytuacja abym sięgnął po całą płytę – szczególnie w muzyce popowej – jest wyjątkiem. Zauważyłem raczej, że niezbyt często te albumy są dobre w całości. Sukcesy odnoszą raczej pojedyncze utwory.

Idąc tym tropem trafiłem na płytę „Rated R” Rihanny. To płyta z której wylansowano bodaj pięć singli. Zachęcony ciekawymi melodiami niemal połowy albumu sięgnąłem po krążek – i nie jestem zawiedziony. Oczywiście widziałbym tam więcej gitar a w niektórych utworach miło by było wykrzesać więcej ognia w rytmach, wiele do życzenia pozostawia też kwestia instrumentów perkusyjnych, jednak w przypadku tego typu płyt należy nieco zmienić kryteria.

Album oprócz tego że jest niesamowitą kopalnią świetnych melodii, zagrany jest całkiem zgrabnie. Oprócz pierwszoplanowej postaci wokalistki słuchacz zwraca uwagę na ciekawe użycie gitar, czy smyków. Bardzo umiejętne jest też łączenie instrumentarium. A to z motywami typowo popowymi, a to w konfiguracjach na pozór nieprzystających do siebie (skrzypce z… bongosami w uroczej balladzie „Cold Case Love”). Paradoksalnie, to co mnie zaskoczyło – wiele tu zmian. Bywa, że utwory budują napięcie, by w kulminacyjnym momencie zaczarować, a to gitarową solówką, albo orkiestracją.
Niebanalne wrażenie sprawiają sample, które działają na wyobraźnię.
Trudno też traktować album całkowicie w oderwaniu od wideoklipów, którymi bombardują nas nie tylko muzyczne stacje telewizyjne… Nawet ich fragmenty utkwione gdzieś w pamięci wraz z muzyką tworzą pewne wyobrażenie w naszej głowie.
„Rated R” to płyta – nie zawaham się – świetna. Mimo tego, że zawiera parę elementów nieakceptowanych przeze mnie w muzyce, urzeka melodiami, energią… i produkcją.
Część utworów (myślę, że raczej ballady weźmy pod uwagę ze względu na nienachalne instrumentarium) bez problemu mogłoby pojawić się na płytach wykonawców rockowych.
Właśnie dość zaskakujące są dla mnie pokłady pianin i gitar (szkoda, że ta Slashowa nie robi na mnie żadnego wrażenia).

Osobny akapit wypadałoby poświęcić gościom na tym albumie. Obecnie taka wzajemna promocja to nic dziwnego ani zdrożnego. Jak się okazuje na przestrzeni różnych gatunków muzyki. Na płycie „Rated R” znajdziemy trzech znanych muzyków (w dwóch przypadkach jestem zmuszony uwierzyć na słowo), którzy moim zdaniem nic nie wnoszą tutaj oprócz nazwisk. O ile panowie Jeezy i Will.i.am (to ja już wole ksywki blackmetalowców 😉 ) psują wręcz utwory, ten pierwszy pokrzykuje gdzieś w tle, nie przeszkadzając za bardzo (później zwrotkę gada… jak to raper 😉 ) ten drugi zamienia melodyjny utwór w przesterowaną beznadziejną rapowankę (zresztą utwór „Photographs” jest moim zdaniem najsłabszy na płycie).
Tu pozwolę sobie na dygresję – zapytałem kiedyś serdecznego kolegę, który był fanem muzyki popowej i elektronicznej, czy podobają mu się gadane zwrotki w jego ulubionej muzyce. Odpowiedział, że liczy się melodia w refrenie… a gadane zwrotki puszcza mimo uszu. Ale jego zakłopotanie świadczyło o tym, że wcześniej nie zastanawiał się nad sensem ich obecności w utworach… może taka nieświadomość to problem globalny?
Mniemam, że i w tych przypadkach wielu słuchaczy doceni raczej dopisek „feat…” niż rzeczywisty wkład… ekhm… artysty.
Z pewnym żalem, że przyjąłem pojawienie się Slasha w utworze „Rock Star 101”. Niestety Tytuł nie licuje kompletnie z zawartością utworu, a gitarzysta… sam nie wiem na czym tu zagrał, chyba na uczuciach fanów. Po niektórych fuzjach z muzykami popowymi na płycie solowej Slasha miałem wobec tego utworu pewne oczekiwania – a tu klops.

Ktoś oblatany w tematyce zarzuci, że się nie znam. I owszem – mogę się do tego przyznać – nie jestem ekspertem od muzyki popowej. Ale z drugiej strony jestem przykładem, że nie trzeba się na czymś znać, aby to się podobało. (Mam tak samo z winem 🙂 ).
Wprawdzie nie przepadam za pewnymi użytymi tutaj środkami wyrazu, ale nie sposób przejść obojętnie obok melodii, które na tej płycie się pojawiają.
Jednak „Rated R” Rihanny jest płytą, którą bez wzdrygnięcia mogę słuchać w moim odtwarzaczu. Mimo kilku typowych dla gatunku mankamentów, zawiera utwory i motywy, na które reaguję euforycznie. Album zaskakuje wielowątkowością ale i poziomem realizacji… dbałością o partie orkiestry, smyków pianin czy… gitar. Być może to jedyna recenzja tego albumu napisana z naciskiem na te elementy. Jednak również z punktu widzenia osoby obcującej na co dzień z inną stylistyką muzyczną – ta płyta nadal jest dobra. Bardzo dobra.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz