1. Seagull
2. Kaleidoscope
3. In a Different Place
4. Polar Bear
5. Dream Burn Down
6. Decay
7. Paralysed
8. Vapor Trail
9. Taste
10. Here And Now
11. Nowhere
Wydawca: Sire Reprise
Rok wydania: 1990
http://ridemusic.net/
Początek lat 90-tych był nadal dobrym czasem dla gitarowego grania.
Ciągle były głośne echa punkowej rewolucji. Eksplodował grunge,
osiągając punkt kulminacyjny w 1991 roku wraz z ukazaniem się
„Nevermind” zespołu Nirvana. Również ewoluował styl punkowych
spadkobierców z New Wave czy Cold Wave. Jednym z takich przykładów była
grupa Ride, którym dopasowano nowy muzyczny termin – shoegaze.
Dokładnie w roku 1990 zadebiutowali płytą „Nowhere”, która dziś zyskała
już status kultowej wśród zwolenników alternatywnego grania. Brytyjczycy
potrafili połączyć gitarowy zgiełk firmowany przez The Jesus and The
Mary Chain z melodyjnością i nastrojem najlepszych chwil The Cure.
Od samego początku, począwszy od utworu „Seagull” stawiają gitarową
ścianę dźwięku. Laurence Colbert mocno nadwyręża swój perkusyjny zestaw.
W opozycji do stworzonego rockowego hałasu Mark Gardener i Andy Bell
układają pełne harmonii wokalizy. Ich dziewicze wielogłosy początkowo
wydają się być elementem z innej układanki. Jednak okazuje się, że ta
inność jest wyróżnikiem, świetnym uzupełnieniem. Chociaż „Vapor Trial”
stał się najbardziej znanym utworem z „Nowhere” (NME umieścił go na
pozycji 81 wśród 100 najlepszych piosenek lat 90-tych), to numerów z
przebojowym potencjałem jest więcej. W „In A Diffrent Place” zaskakują
melodyjnością. Pozwalają odpocząć zmęczonym gitarom. Dzięki temu na
pierwszy plan wyłania się wyjątkowy nastrój kompozycji, w której można
wychwycić inspirację grą Roberta Smitha. Podobnie jest w akustycznym
„Paralysed” z chwytliwą linią wokalną gotową do podśpiewywania.
Niemniej największą siłą płyty są takie utwory, jak” Polar Bear” gdzie
ujawnia się jednomyślność z My Bloody Valentine, rytmiczny „Decay”
czy „Dream Burn Down”, w których przytłaczająca moc dźwiękowego tła
zaciekle wydobywanego z agresywnie atakowanych gitar, nie pozwala złapać
oddechu.
W każdym utworze z osobna zawarta jest odrobina tajemniczości w
wystarczającej dawce, by intrygować . Nie dziwi więc fakt, że płyta
„Nowhere” stworzona przez debiutujących młokosów z czasem stała się
wpływową w branży. Sam zespół jednak poszukiwał później nie
artystycznego spełnienia, lecz komercyjnego sukcesu. W sumie nie powinno
to nikogo dziwić, ale ostatecznie doprowadziło do rozpadu grupy w 1996
roku.
9/10
Witold Żogała