RHAPSODY OF FIRE – 2016 – Into The Legend

1. In Principio
2. Distant Sky
3. Into The Legend
4. Winter’s Rain
5. A Voice In The Cold Wind
6. Valley Of Shadows
7. Shining Star
8. Realms Of Light
9. Rage Of Darkness
10. The Kiss Of Life

Rok wydania: 2016
Wydawca: AFM Records
http://www.rhapsodyoffire.com/


Mimo, że od lat sympatyzuję z power metalem, to z twórczością Rhapsody zawsze miałem pod górkę. Zdawałem sobie sprawę, że są pionierami symfonicznej odmiany gatunku, ale poza pewnymi wyjątkami ich muzyka niespecjalnie do mnie przemawiała. Impulsem do zmiany nastawienia okazał się pierwszy album Luca Turilli’s Rhapsody. To właśnie za jego przyczyną postanowiłem dokładniej sprawdzić dotychczasowy dorobek macierzystej formacji gitarzysty. Przyświecała temu myśl, że skoro tak bardzo zachwycił mnie „Ascending To Infinity”, to pewnie podobnie będzie z Rhapsody (od 2006 roku Rhapsody Of Fire). Faktycznie stało się jak przypuszczałem; zasmakowałem w włoskiej odmianie epickiego symfonicznego power metalu i od tego momentu bacznie śledzę poczynania obu wcieleń Rhapsody.

O ile pierwszy (po rozłące z Luca Turilli) „Dark Wings Of Steel” – mimo ciekawych momentów – nie podbił mojego serca, tak już jego tegoroczny następca wywołał u mnie zdecydowanie cieplejsze odczucia. W sumie nie od początku było tak kolorowo. Pewnie nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, że (moje) wrażenia odnośnie poprzednika były dalekie od zachwytu. Jednak wystarczyło kilka obrotów żeby „Into The Legend” urósł w moich oczach (i uszach). Nowym materiałem Staropoli i spółka zawrócili zespół z krainy mroku na właściwe tory. Coś mi sie wydaje, że panowie zatęsknili za dawnymi czasami, bo nie sposób tym razem nie poczuć magii, jaka towarzyszyła wczesnym dokonaniom. Na nowym materiale jest więcej życia, energii; w skrócie rasowego power metalu. Zaniechano filmowych aspiracji, podniosłych deklamacji, a postawiono większy nacisk na samą muzykę bez specyficznych wypełniaczy.

Już po samej okładce (ponownie skorzystano z usług Felipe Machado Franco) czuć moc i siłę – tym razem mroźne oblicze smoka emanuje energią, której od pewnego czasu brakowało Włochom. Podobnie mają się sprawy, jeżeli chodzi o muzykę. Jawi się ona w zdecydowanie jaskrawych barwach zapewniając słuchaczowi masę pozytywnych doznań. Znów dominują szybkie, energetyczne kompozycje oraz wyraziste melodie. Jednak niech nikt nie myśli, że Rhapsody Of Fire zrezygnowali z orkiestracji, co to to nie! Od razu dodam, że pod tym względem zespół (oraz orkiestra) pokazali prawdziwą klasę ukazując bogactwo i kunszt symfonicznego grania. Genialnie prezentują się także wyborne chóry, operowe śpiewy, których mnoga obecność jest mocno zarysowana, a wokalne duety wypadają po prostu znakomicie. W tej materii osiągnięto pełen sukces! Co istotne, bogactwo zastosowania orkiestracji nie przyćmiło metalowego instrumentarium, co doskwiera „dwójce” Luca Turilli’s Rhapsody. Na „Into The Legend” mimo wyeksponowanego eklektyzmu i orkiestrowego animuszu nie brakuje ciężaru, głębi i odpowiedniego metalowego przyłożenia. W tym przypadku połączenie dwóch żywiołów udało się w pełni, a piorunujący efekt bez dwóch zdań zasługuje na pełne uznanie.

Na „Into The Legend” pojawiło się sporo szybkich numerów, co najlepiej odzwierciedlają; utwór tytułowy, który z początku wydawał się nieco infantylny; następujący po intro, gęsty „Distant Sky”; klasycznie brzmiący „Rage Of Darkness” czy też majestatyczny „Realms Of Light” z mrocznymi zwolnieniami. Jednak nie samym żywiołem żyje człowiek i Włosi pewnie doskonale zdają sobie z tego sprawę, stąd też na wydawnictwie obecność spokojniejszych momentów. Biegun atmosferycznego grania reprezentują; filmowo brzmiąca ballada „Shining Star” (motyw gitarowy – przy pierwszych taktach budzi skojarzenia wobec „Kaleidoscope” Tiamat), swojsko brzmiący „A Voice In The Cold Wind” z obfitą ilością instrumentów ludowych czy wieńczący całość, najdłuższy na płycie wzniosły „The Kiss Of Life” o rozbudowanej strukturze. Jeżeli chodzi o pierwszy z nich, początkowo miałem pewne obiekcje, szczególnie z uwagi na irytująco zintensyfikowane vibrato Fabio Lione. Z czasem negatywne wrażenie jakby wyparowało, choć czasami zdarza się przygryźć wargę. Być może zarzuci ktoś grupie uproszczenie twórcze, dezercję w przebojowe klimaty. Faktycznie, Rhapsody Of Fire podkręcili poziom melodyjności, stali się bardziej powściągliwi w zawiłych formach, co odzwierciedla również tytułowy numer. Jednak o prostactwie i błahości nie ma mowy – Włosi wciąż trzymają odpowiednio wysoki poziom nie tylko samego zespołu, ale również tworzonych kompozycji.

Na płycie można też znaleźć pewne innowacje, co odzwierciedla mniej płomienny, ale równie wciągający „Winter’s Rain”, gdzie uwagę przykuwają pomysłowo zagęszczone smaczki gitarowe. Tutaj też pojawiają się „szkockie” ornamentacje nadające kompozycji specyficznej atmosfery. Nie da się również nie słyszeć ciekawszej niż poprzednio pracy gitar – wydaje się, że Roberto De Micheli pewniej zadomowił się w zespole. Jego partie są bardziej śmiałe, niekiedy mocno rozbudowane („Valley Of Shadows”), a solowego motywu przy okazji „A Voice In The Cold Wind” nie powstydziłby się nawet John Petrucci.
Czy poza świdrującym vibrato w „Shining Star” coś jeszcze budzi ambiwalentne odczucia? W moim mniemaniu drugie wydawnictwo – po rozłące z panem Turilli – nie ma słabych punktów. To bardzo dojrzały i przemyślany album, którego poznanie najzwyklej w świecie sprawia przyjemność.

Jeżeli chodzi o odbiór „Into The Legend” zdania mogą być podzielone, ale coś mi się wydaje, że zdecydowana większość przyjmie ten krążek z otwartymi rękami (o ile go dokładnie posłucha). Rhapsody Of Fire wrócili na właściwe tory skupiając się głównie na tym, co w ich przypadku sprawdza się najlepiej. Epicko – symfoniczny power metal wykonany z rozmachem i to na najwyższym poziomie. Zespół skorzystał ze sprawdzonej receptury, która jak słychać nie wciąż jest wypłowiała i nadal potrafi oczarować. Sympatycy gatunku bezwzględnie powinni nabyć premierowy album Włochów, bo jego zawartość po prostu wciąga – kawał świetnej roboty, ot co!

9/10

Marcin Magiera

Dodaj komentarz