RHAPSODY – 2000 – Dawn of Victory

1. Lux Triumphans
2. Dawn of Victory
3. Triumph for My Magic Steel
4. The Village of Dwarves
5. Dargor, Shadowlord of the Black Mountain
6. The Bloody Rage of the Titans
7. Holy Thunderforce
8. Trolls in the Dark
9. The Last Winged Unicorn
10. The Mighty Ride of the Firelord

Rok wydania: 2000
Wydawca: Limb Music
https://www.rhapsodyoffire.com/


„Dawn of Victory” to trzecia pozycja w dyskografii włoskiego Rhapsody. Płyta ukazała się dosyć dawno, bo w 2000 roku, ale postanowiłam ją sobie nieco odświeżyć. Z sentymentu, z baśniowego klimatu, z symfonicznego image.

Otwieraczem został „Lux Triumphans”. Jest to typowe dla zespołu symfoniczne intro. Tutaj te 2 minuty wprowadzają w pewien stan ciekawości, co też po takim wstępie może się wydarzyć. A dzieje się wiele. Utwór tytułowy jest szybki, melodyjny, a co za tym idzie – mega pozytywny. Sztandarowy hymn i tyle – brakuje mi słów, by opisać tą piosenkę. Jest moc, która nie traci na sile. Wraz z chóralnymi zaśpiewami i nietuzinkowym Fabio Lione jako frontman można tę moc poczuć (w dosłownym znaczeniu tego słowa). Epickie teksty współgrają z muzyką graną przez Włochów i robi się przez to mega baśniowo (zaznaczę, że jest to trzecia część sagi „Emerald Sword”). Przez prawie 5 minut przewija się masa świetnych riffów – szybkich i zarazem iście melodyjnych. Refren po prostu wgniata w fotel.

W następnej kolejności mamy „Triumph for My Magic Steel”. Muzycy nadal melodyjnie łoją, za co należą się pochwały. Podobnie jak w „Dawn of Victory” króluje symfonia, epickość, które doskonale się komponują z tekstem. Jedynym mankamentem jest klawiszowa oprawa… Chyba zagrana ot tak, żeby była. Poza tym nie jest źle. „The Village of Dwarves” to niespełna 4 minuty folkowej jazdy połączonej z włoskim power metalem i odśpiewanej z należytą starannością. Taka cisza przed burzą, czyli przed „Dargor, Shadowlord of the Black Mountain”. Tutaj natomiast czeka nas prawdziwie bombastyczna uczta, może nawet aż za bardzo symfoniczna. W dalszym ciągu tekst robi piorunujące wrażenie na słuchaczu, ale jak wspomniałam przy „Triumph for My Magic Steel”, tak i tutaj klawisze są jakby zagubione, brakuje im dopracowania. Nawet solówka jest godna pożałowania. Jedynie Fabio ratuje całą sytuację. Cóż, chyba przejdę do tracku numer 6.

„The Bloody Rage of the Titans” to kolejna porcja doskonałej warstwy lirycznej i wiele dającej do życzenia muzyce. Niby jest epicko, symfonicznie, zmiennie, ale na tym etapie jest to już przereklamowane. Brakuje tutaj jakichś ciekawych form eksponowania muzyki granej przez zespół i pomysłu na to, co zrobić, by było „wow!”. Za to singlowy „Holy Thunderforce” nadrabia zaległości i daje ostro po czaszy. Doskonałe wokale i szybkie zagrywki doprowadzą zapewne słuchacza do szału – oczywiście pozytywnego. Jedynym minusem są ponownie klawisze… Instrumentalny „Trolls in the Dark” to jakaś żenada, więc go pominę. „The Last Winged Unicorn” dumnie kroczy utartą ścieżką na prezentowanej płycie. Czyli nic nowego. W tej części należałoby zatrzymać odtwarzanie, ale został jeszcze jeden utwór.

Ostatni „The Mighty Ride of the Firelord” to nieco ponad 9 minut muzyki. Czy coś się w niej wyróżnia? Na pewno akustyczny wstęp, budujący napięcie jak na seansie jakiegoś filmu grozy. Jest też wiele miejsca na wysokie wokale Fabio, które wciąż budzą podziw. Za epickość również należą się brawa. Ogólnie jest to kawał dobrego power metalu, solidny może nie, ale jak najbardziej udany. Słychać tu liczne przejścia, czyli są różne emocje – od spokoju, przez niepewność, aż po strach. Tyle się tu dzieje, że całość brzmi jak metalowa pralka. Gdyby skrócić utwór o połowę to byłby całkiem udany zabieg. W tej postaci niestety jest przesyt wszystkiego i to bardzo razi. Sama historia opisana w tekstach jest świetna i warta zagłębienia się w niej. Przy tym można odpłynąć w świat fantazji. Muzycznie – jak kto woli.

Cóż, „Dawn of Victory” nie jest odpowiednią płytą na rozpoczęcie przygody z Rhapsody. Jeśli miałabym polecać to idealnym preludium będzie „Symphony of Enchanted Lands”, w następnej zaś kolejności „Power of the Dragonflame”, „Symphony of Enchanted Lands II – The Dark Secret” i „Legendary Tales”. Po tej power metalowej klasyce polecam Rhapsody z członem „of Fire” w nazwie. Odnośnie „Dawn of Victory”: tylko dla zagorzałych fanów kapeli.

4,5/10

Marta Misiak

Dodaj komentarz