1. Ageless Fever
2. Stone Mirrors
3. The Omen
4. Our Memories Are Made of Stones
5. Ice Cold Conscience
6. Winter Tides
7. Obsidian
Rok wydania: 2010
Wydawca: Firedoom Music
https://www.facebook.com/remembranceband
Spośród kilku nowych płyt, które dotarły do mnie niedawno jedna wydaje
mi się na chwilę obecną odpowiednia. Oglądając wystawę „Mroczne oblicze
lalki” w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie
pasującym do tej tematyki albumem jest „Fall, Obsidian Night”
francuskiego tria z Remembrance. Było jednak wiele obaw czy sprostam
wyzwaniu, w końcu dominuje mrok i ponurość, ale przełamałam strach i
płyta wylądowała w odtwarzaczu. Sama okładka budzi pewien rodzaj
napięcia, które zostaje rozładowane po kilku pierwszych sekundach
muzyki.
„Ageless Fever” rozpoczynający krążek to 7 minut porządnego funeral doom
metalu idealnie połączonego z growlem. Zaczyna się niepozornie jak na
gotycki metal przystało, po czym muzycy od razu przechodzą do sedna
sprawy i tłuką pogrzebowe rytmy, opiewające w tekstach smutek i ból. Na
szczególną uwagę zasługują partie klawiszy, malowniczo współgrające z
pozostałymi instrumentami, budzące niepewność i lęk. Słuchając tego raz
za razem śmiem powiedzieć, że ta muzyka wciąga, jest jak narkotyk i
uzależnia. Z każdym kolejnym przesłuchaniem rodzi się więcej emocji,
bardzo różnych i silnych. Jest w tym coś niesamowitego, przyciągającego,
tajemniczego. Dla słuchacza o słabej psychice może się to źle skończyć,
ale jeśli ktoś lubuje się w takich rzeczach to będzie to dla niego
nostalgiczną rozkoszą. Francuzi wiedzieli jak zwrócić na siebie uwagę,
„Ageless Fever” jako otwieracz sprawdził się w 100 %.
„Stone Mirrors” to najdłuższy utwór na płycie, trwający 9 i pół minuty.
Muzyka nabiera barwy stricte gotyckiej, mrocznej, smutnej i rozdartej na
dwie części – raz przewodzi ból, a innym razem smutek. Swoje
umiejętności wokalne pokazuje Carline Van Roos. Stad właśnie te
nawiązania do gotyku. Właściwie to w tym numerze mamy idealne połączenie
doom, death i gothic metalu, co sprawia, że piosenka ma różne oblicza,
zmieszane w jedną, niekoniecznie spójną całość. Oceniając „Stone
Mirrors” jako całość można utwierdzić się w przekonaniu, że różne style
brzmią efektownie, gdy są zbalansowane, przechodzące z jednego stanu w
drugi, emocjonalne i trafne jeśli chodzi o warstwę liryczną. Do
doskonałości jednak troszkę brakuje, słucha się tego jednak z wielką
uwagą i skupieniem, bo tego wymaga ta muzyka – ponownie pełna różnych
emocji, często od siebie oddalonych. Dla bywalców Castle Party kawałek
zrobi bardzo dobre wrażenie.
„The Omen” to trzecia propozycja Remembrance na „Fall, Obsidian Night”,
trwająca 7 minut. Matthieu Sachs nadaje pogrzebowej otoczki swoim
growlem, a Carline Van Roos odśpiewuje wersy z nienaganną starannością i
pełną bólu manierą. Muzycznie jest znakomicie, żeby nie powiedzieć
wspaniale. Tego można słuchać na okrągło, najlepiej w ciemności. Z
trudem znajdziemy słabe momenty, bo takowych praktycznie nie ma! Kawałek
ma w sobie coś magicznego, czego twardo się trzymają muzycy i robią to w
taki sposób, że brakuje słów. Dominacja bólu jest tutaj bardzo wyraźna.
Przez te 7 minut zespół oczarowuje słuchacza swoim mrokiem – gęstym i
pełnym napięć, budując jednocześnie klimat rodem ze Skandynawii.
Najmroczniejszy doom metal brzmi słabo w porównaniu z propozycją
Francuzów, którzy dwoją się i troją, by prezentowana muzyka była czymś,
co sprawi, że pojawi się dreszczyk i otuli słuchacza swoimi więzami.
„The Omen” to bilet w jedną stronę – z powrotem nie ma ucieczki. Jeśli
komuś życie miłe, to niech nie wchodzi na ten pełny bólu teren.
„Our Memories Are Made of Stones” to jedyny instrumentalny numer na
płycie, trwający 4 i pół minuty. Można przy nim na chwilę odsapnąć od
przeszywającego bólem growlu po to, by na koniec zresetować umysł przy
dźwiękach fal morskich i przygotować się na kolejną porcję funeral doom
metalu.
„Ice Cold Conscience” ponownie zaprasza w swoje mroczne szeregi, które
się zawężają i wypadają znakomicie. Smutek jest głównym daniem podanym
na nostalgicznej tacy. Przez 8 i pół minuty przewija się cała paleta
mrocznego klimatu, podtrzymywana przez wokalistkę. Smutek jest tu
nieprawdopodobnie prawdziwy, bolesny i ciężki. Słychać w nim poniekąd
strach, obawę i lęk przed nieznanym. Z każdą kolejną sekundą muzycy
grają pełni napięcia i zdecydowanego smutku, przez co kawałek dogłębnie
przypomina ostatnią drogę zmarłego. Słuchacz ni znajdzie tu nic
pozytywnego – wszystko jest pesymistyczne i żaden fragment nie sprawi,
że stanie się inaczej. Na tym etapie można stwierdzić, że Remembrance
wiedzą, co zaserwować słuchaczom, aby ci nie odeszli z niesmakiem w
uszach. Wciągający pesymizm – tak można określić ten numer.
„Winter Tides” to w dalszym ciągu ten sam funeral doom metal pojawiający
się wcześniej. Podobnie jak przy „Ice Cold Conscience” słychać gęstość
muzyki i jej pesymistyczny obraz. Carline Van Roos ponownie udziela się w
śpiewaniu i robi to ekspresyjnie i smutnie, tak jakby była przybita, w
depresji. Depresyjny oddźwięk pojawia się w całej piosence, więc jest to
muzyka nie dla każdego. Tego nie da się połknąć za jednym razem, to
wymaga czasu. Nie stanowi to żadnego problemu, ale taką muzykę poznaje
się powoli, dokładnie, ze szczegółami i spokojem. Prawie 8 minut to dla
słuchacza droga przez mękę – nikt nie doświadczy pozytywnych emocji,
wszystko jest tu doskonale wyważone: smutek, ból, depresja. Powtórzę się
jeszcze raz: ta muzyka uzależnia! I tutaj słychać to znowu, może nawet
bardziej. Muzyka przez dłuższy czas wibruje w uszach, co pozwala na
przemyślenia, a co za tym idzie – za nostalgią. Jest to najbardziej
posępny kawałek jaki do tej pory się pojawił. Dla miłośników takiego
brzmienia będzie to fascynujące przeżycie.
„Obsidian” kończy album Francuzów. I jest to zakończenie nader
wspaniałe, świetne, niesamowite. Można by wymieniać w nieskończoność.
Prawie 7 minut dusznego mroku, piorunującego głosu wokalistki, mrocznych
pejzaży instrumentarium i mozolnego tempa rodem z jakiejś zatęchłej
nory, gdzie mieszka najmroczniejsze monstrum na świecie. Czegoś takiego
się nie spodziewałam, to przerosło moje oczekiwania. Nie wiem jak oni to
zrobili, ale jestem pod ogromnym wrażeniem. Tego słucha się z zapartym
tchem, z niecierpliwością, co też wydarzy się za sekundę, dwie. Carline
Van Roos pięknie zawodzi, melodia sama płynie, jest posępnie, bez
przejaśnień w mroku. Nawet najmroczniejszy gotyk nie może się z tym
równać, to jest po prostu wspaniałe. „Obsidian” można nazwać wisienką na
pogrzebowym torcie. Brak słów i tyle.
Podsumowując „Fall, Obsidian Night” francuskiego Remembrance dochodzę do
wniosku, że są na świecie (bynajmniej w Europie) zespoły, którym należy
się chwila uwagi. Ich funeral doom metal należy do czołówki tego
gatunku. A w połączeniu z growlem rodzi się szczególny związek z death
metalem, a mi to jak najbardziej odpowiada. Ta muzyka ma głębszą duszę,
jest jak czarna kartka papieru, na której pojawiają się białe nuty. Tego
nie warto przegapić, ten album jest zdominowany przez mrok, smutek i
przeszywający duszę ból. Myślę, że ci, którzy tego posłuchają odpłyną w
nieznane mroczne odmęty i ciężko będzie im z nich się wydostać. Od
samego początku grupa serwuje doskonałą muzykę, taki przejrzysty mrok,
oscylujący wokół smutku i dużej dawki przygnębienia. Polecam ten krążek
wszystkim fanom tej odmiany metalu, jak i tym, którzy szukają ciekawych
kapel grających taki rodzaj muzyki. Kto szuka nie błądzi. A Remembrance
nie zbłądzili, oni nie mają do tego prawa – przynajmniej na ostatnim w
dorobku albumie, wydanym 9 lat temu. Odnosząc się do okładki dodam, iż
ta idealnie pasuje do prezentowanej przez Francuzów muzyki. Sprawia
wrażenie posępnej, nadającej się do głębszej analizy, bo i muzyka, i
szata graficzna są idealnie dobrane. Zachęcam do zapoznania się tego
krążka. Nikt nie pożałuje wydanych pieniedzy. Ba! Będzie uradowany, że
posiada taką płytę w kolekcji. Nie pozostaje mi nic innego jak polecić
„Fall, Obsidian Night” i zatapiać się w te mroczne dźwięki. Ostatnie
słowa tej recenzji brzmią: uzależniające przygnębienie.
9,5/10
Marta Misiak