1. Path Of The Wirlwind
2. Blink Of An Eye
3. No Tickets To The Funeral
4. Dreams From The Pit
5. Noonday Devil
6. Let It Rain
7. Focus
8. Perfect
9. Begin Again
10. Stronger Than Death
11. Departure Of The Pale Horse
Rok wydania: 2011
Wydawca: Inside Out
http://www.facebook.com/RedemptionBand
Trudno w przypadku nowego albumu Redemption nie odnieść się do niedawnej
choroby gitarzysty – Nicolasa van Dyk’a. Nick zwalczył śmiertelną
chorobę, a pod koniec leczenia zaczął już pisać materiał na nową płytę
zespołu.
Trudno nie mieć tego w pamięci obcując z nową produkcją grupy, ponieważ jego przeżycia zostały oddane w nowych kompozycjach.
Nie wiem na ile to autosugestia, a czy podobne odczucia miałby słuchacz,
który nie znałby historii lidera grupy. Nowy album formacji jest
widocznie cięższy, surowy i bardziej mroczny. Jest przez to trudniejszy w
odbiorze… początkowo. Z biegiem kompozycji pojawia się mniej
pokręconych rytmów i progresywnych łamańców opartych na brutalnych
riffach, mniej nisko zestrojonego, brzęczącego basu – więcej melodii.
Przynajmniej pierwsza połowa albumu jest bardziej surowo zmiksowana. Od
zestrojenia gitar po klawisze (nawet frazy elektroniczne) i bas całość
wydaje się być bardziej brutalna i surowa właśnie.
Nie wiem w jakiej kolejności powstawały utwory, ale płyta wydaje się być
strategicznie poukładana. Od surowego szybkiego i zmiennego początku
przez spokojniejsze kawałki, pewne uspokojenie w części środkowej,
następnie nieco typowej dla zespołu fuzji tych elementów, po
bombastyczną końcówkę. Mowa o bardziej przestrzennym 10 minutowym
kawałku wieńczący album.
W zasadzie trudno wyróżnić konkretne motywy, bo utwory zawarte na płycie
„This mortal coil” są świetne jako całość, ale i z perspektywy całego
albumu wyrównane. Zwróciłem uwagę jednak na kapitalne użycie w tłach
nieprzesterowanej gitary. Efekt iście wczesno-queensrychowski, ale też
ukłon w stronę Fates Warning.
Linie wokalne Raya Aldera pomagają wpływać na odbiorcę. Słuchając albumu
udzieli wam się nastrój od grozy przez refleksje i melancholię. Na
płycie pojawiło się wiele melodii, refrenów, ale i bridge’ów, które
zapadają w pamięć i które wracają do nas… nie sposób się od niektórych
motywów uwolnić.
W tekstach znajdziemy niejednokrotnie akcenty dotyczące śmierci czy
ulotności życia. Odchłani, piekła… ale i przezwyciężenia śmierci… i
generalnie wydźwięk całości jest budujący. Co przekłada się na obiór
albumu jako pozycji bardzo osobistej w dyskografii grupy.
Mimo tego że płyta od początku wydaje się mniej przystępna i więcej jest
w niej utworów „z drugim dnem”, wymagających kilku przesłuchań, album
nie zawiera ani jednego wypełniacza. Każdy utwór trzyma w napięciu.
Na początku wydawało mi się, że krążek jest wyraźnie słabszy od
rewelacyjnej poprzedniej płyty. Z biegiem czasu i po kolejnych
przesłuchaniach „This mortal coil” wiele zyskuje. Mimo tego że jest
bardziej zróżnicowana od płyty poprzedniej, wydaje się bardziej
wyrównana. A przeświadczenie o wyższości albumu poprzedniego spowodowane
jest brakiem tak bardzo wybijających się kawałków jak na poprzedniej
płycie „Walls”, „Black And White World” czy „Life In One Day”.
Tym razem jestem tak samo zachwycony „No Tickets To The Funeral” jak „Noonday Devil” czy „Focus”.
Wśród spokojniejszych utworów też nie wskażę faworyta „Let it rain” jest
w moim odczuciu tak samo świetny jak „Begin Again” czy jak rewelacyjny
„Departure Of The Pale Horse” (który notabene spina album klamrą).
9/10
Piotr Spyra