01.Swing Jasia
02.Czemu serce me tak bije
03.Na poczytnych stronach gazet
04.Blues o dwóch garniturach
05.I zniknąć tak
06.Poleczka
07.Piękne etykietki
08.Rewelacja bluesa
Bonusy:
09.Maszynka
10.Rock
11.Klimat
12.Swing z lasu
13.Apogeum
Rok wydania: 2024
Wydawca: Metal Mind Productions
Pod koniec listopada nakładem katowickiej wytwórni Metal Mind Productions ukazało się długo oczekiwane wznowienie albumu „Kyksówka Blues”. Zgodnie z chronologią jest to trzecia autorska płyta Jana Kyksa Skrzeka, pierwotnie wydana w 1989 roku. Była też pierwszą, którą artysta przygotował w towarzystwie zespołu Bezdomne Psy – czyli z paczką dawnych kumpli, z którymi jeszcze pod nazwą Apogeum rozpoczynał wiele lat wcześniej swoją przygodę z muzykowaniem.
Niezorientowanym muszę wyjaśnić, iż zarówno debiutancki longplay „Górnik Blues” z 1985 roku jak też jego następca „Nikt nie zawróci kijem Wisły” (rok 1988) były nagraniami zrealizowanymi w skromnej, akustycznej aranżacji. Tak – Janek Skrzek grał „unplugged” zanim jeszcze stało się to modne. A raczej sięgał do korzeni bluesa. Akompaniował sobie na fortepianie i harmonijce ustnej, ewentualnie wspierając się czasem obecnością chórku. Podczas nagrywania trzeciego albumu w warszawskim Studio Exodus pojawił się już skład elektryczny. Pod szyldem Bezdomne Psy udzielali się wszakże sami giganci ówczesnej rockowej awangardy. Dla gitarzysty Leszka Windera i basisty Jerzego Kawalca była to forma artystycznego odreagowania po niedawnym zakończeniu działalności grupy Krzak. Perkusista Michał Giercuszkiewicz szukał swojego miejsca po opuszczeniu formacji Dżem. Śladem poczynań Bezdomnych Psów pozostaje wydana w 1987 roku płyta bez tytułu. Trójka przyjaciół z powodzeniem współpracowała także ze słynnym starszym bratem Janka – Józefem Skrzekiem. Pamiątką tej kolaboracji jest album „Live” – dokumentacja koncertu z Jarocina, również z 1987 roku. Tercet rockowych outsiderów cały czas pozostawał jednak w kontakcie z Jankiem. Siła starej przyjaźni nie rdzewieje, co zaowocowało omawianą tutaj wspólną płytą.
Leszek Winder w udzielonym mi niedawno wywiadzie przyznał, że przygotowanie reedycji „Kyksówki” stanowiło nie lada wyzwanie od strony technicznej. Brak w archiwach oryginalnej taśmy-matki sprawił, że materiałem wyjściowym niniejszego wznowienia jest dźwięk zgrany z zachowanej w domowych zbiorach płyty winylowej. Całość poddał następnie cyfrowemu oczyszczeniu Mariusz Ledwoch a nowy mastering wykonał Michał Kuczera. Posiadając tę wiedzę jestem pod ogromnym wrażeniem uzyskanego efektu. Wszystko brzmi bardzo naturalnie i soczyście. Są oczywiście słyszalne pewne mankamenty akustyczne pierwotnej sesji nagraniowej, ale to akurat cecha charakterystyczna większości realizowanych w Polsce w latach 80-tych nagrań z kategorii szeroko pojętej muzyki rozrywkowej. Obcowanie ze srebrnym krążkiem kompaktowym dobrze wprowadza nas zatem w klimat minionej epoki.
Repertuar albumu to klasyka rodzimego bluesa z najwyższej półki. Świetnie skomponowana i zagrana z werwą. Nie znajdziemy tu wprawdzie tych najmocniej kojarzonych z Jankiem przebojów na miarę „Sztajger” czy „O mój Śląsku”, ale nie brakuje utworów, po które Kyks też chętnie sięgał podczas występów. Niejednokrotnie miałem okazję widzieć Go na żywo, więc co nieco jeszcze pamiętam. Szczególnie lubianym numerem popisowym był otwierający album „Swing Jasia”. To niejako pieśń autobiograficzna, mimo iż autorem słów wszystkich liryków na płycie jest katowicki poeta Julian Matej, nadworny tekściarz grupy SBB. Wygląda na to, że musiał znać Janka wystarczająco blisko.
Dowód idealnie zgranego zespołu dostajemy też w bujającym bluesowym temacie „Czemu serce me tak bije”. Solówka Leszka Windera budzi uzasadnione skojarzenia z wirtuozerią Erica Claptona w czasach świetności. Dalej mamy rytmiczne boogie-woogie „Na poczytnych stronach gazet”. Echa Dżemowej przeszłości Giercuszkiewicza słyszalne są w jego bębnieniu w „Bluesie o dwóch garniturach”. Błyszczy też Jerzy Kawalec, zasłużenie stawiany w rzędzie najlepszych polskich basistów. Nad wszystkim góruje zaś jedyny w swoim rodzaju, lekko zachrypnięty głos bohatera płyty. Ikoniczne wręcz uosobienie bluesowego śpiewaka. To talent. To dar. Tego nie można się nauczyć – z tym się trzeba po prostu urodzić.
W lekkim rytmie utrzymany jest skoczny song „I zniknąć tak”. Potem dla przeciwwagi dostajemy najpierw zgrzytliwy, niemal punkowy jazgot na miarę awangardowych dokonań Bezdomnych Psów, a potem dowcipną zagrywkę na fortepianie. I to wszystko w ramach jednego numeru, któremu na imię „Poleczka”. Kolejne w zestawie „Piękne etykietki” to typowe boogie-woogie w Jasiowym wydaniu. Udział w nagraniu akompaniujących kolegów jest tu już marginalny. Gdzieś w tle przebija się partia basu i gitary akustycznej. Natomiast ostatni kawałek – „Rewelacja bluesa” – Kyks wykonuje już sam, podobnie jak na swoich wcześniejszych płytach. Długi, improwizowany i utrzymany w szamańskim klimacie motyw śpiewany jest „norweską” manierą. Janek często powracał do niego w późniejszych latach solowej aktywności koncertowej.
„Kyksówka Blues” to także piękne udokumentowanie niebagatelnych umiejętności Janka jako wirtuoza harmonijki ustnej. Praktycznie każda piosenka na płycie to błyskotliwe solówki tego instrumentu – najbardziej bluesowego z bluesowych. Ilu jeszcze potrafiło tak w Polsce grać? Ryszard Skibiński, Irek Dudek, Sławek Wierzcholski, Ryszard Riedel? Współcześnie oczywiście Michał Kielak. Myślę, że Kyks mógł być znaczącą inspiracją dla wyżej wymienionych.
Wartość aktualnej reedycji znacznie podnoszą umieszczone na końcu płyty nagrania bonusowe. To krótkie, zaledwie pięcioutworowe wspomnienie koncertu Apogeum, który odbył się w 2001 roku w chorzowskim klubie „Leśniczówka” z okazji dwudziestopięciolecia założenia grupy. Czyli ten sam skład – Skrzek, Giercuszkiewicz, Kawalec i Winder – ale pod dawną nazwą. Czwórka przyjaciół pełni tutaj równorzędne role, bez wybijającego się na pierwszy plan lidera. Muzycy improwizują na bazie bluesa, ale czasem odważnie się od niego oddalają. Najlepszym przykładem niech będzie motyw zatytułowany – nomem omen – „Klimat”. To dziesięciominutowy jam, który nosi silne piętno hipisowskiego free rocka ze złotej epoki tego gatunku.
Nie przesadzę pisząc, że „Kyksówka Blues” po latach jawi się jako perła rodzimej fonografii. I to nie tylko w kategoriach stricte blues-rockowych. A już zwłaszcza nie w wąskiej szufladce zarezerwowanej dla „śląskiego bluesa”. Owszem – Jan Kyks Skrzek jako wokalista posługuje się tu śląską gwarą i przez to odbiór tekstów dla osób spoza regionu stanowić może pewien rodzaj trudności. Na tym polegał jednak atut Janka jako wykonawcy. Nie wstydził się korzeni. Był autentyczny, jak na rasowego naturszczyka przystało. Grał i śpiewał całym sobą. I przez to zyskał sobie sympatię, która przetrwała w sercach słuchaczy. Nigdy nikogo nie udawał – w prawdziwym bluesie nie ma miejsca na udawanie.
9/10
Michał Kass