1. Outlanders (feat.Walter Giardino)
2. Closer To The Sky (feat.Trevor Rabin)
3. The Cruellest Goodbye (feat Al Di Meola)
4. World In My Eyes (feat.Vernon Reid)
5. Mystique Voyage (feat.Steve Rothery)
6. The Sleeping Indian (feat.Joe Satriani)
7. Land Of Sea And Sun (feat.Marty Friedman)
8. 1971 (feat.Walter Giardino)
9. We Own This Sky (feat.Bumblefoot)
10. Never Too Far (feat.Mike Oldfield)
11. Echoes (feat.Jennifer Batten)
12. A Peaceful Place (Return To The Oasis) (feat.Walter Giardino)
Rok wydania: 2023
Wydawca: EDEL
OTLANDERS to projekt, za którym stoją Tarja Turunen, wokalistka, która przed laty śpiewała w Nightwish oraz Torsten Stenzel kompozytor oraz producent specjalizujący się w muzyce elektronicznej. Do nagrania płyty zaprosili grono znamienitych gość (gitarzystów) tworząc razem niezwykłe wydawnictwo, na którym spotyka się elektronika (Stenzel), klasyka (Turunen) oraz rock jak i brzmienia akustyczne (goście). Warto zaznaczyć, że zaproszeni gitarzyści to absolutny top a odnajdziemy tu takie nazwiska jak Al Di Meola, Joe Satriani, Steve Rothery, Mike Oldfield, Walter Giardino, Ron „Bumblefoot” Thal, Vernon Reid, Trevor Rabin, Marty Friedman czy Jennifer Batten.
„Outlanders” to ponad 80 minut muzyki, która bazuje na kontrastach. Chłodna elektronika, zaangażowane partie Tarji i brzmienia gitar tworzą tygiel, który aż buzuje emocjami. Dominują tu spokojne, nastrojowe klimaty, nie ma mowy o elektro dyskotece. Dość często zamiast tekstów pojawiają się wokalizy wypełniając przestrzeń dźwiękami. Cudowne partie zagrał Al Di Meola („The Cruellest Goodbye”), a Steve Rothery w “Mystique Voyage” kolejny już raz udowodnił swój kunszt grając niezwykłej urody solówki. Nieco rozczarował (mnie) Joe Satriani, a „The Sleeping Indian” z jego udziałem nie wybija się jakoś szczególnie. Intrygująco wypadły za to plemienne motywy w „Echoes”, w którym zaprezentowała się jedyna gitarzystka w tym zestawieniu Jennifer Batten.
Dźwięki tej płyty, płynąc z głośników, potrafią ukoić skołatane nerwy i idealnie „smakują” wieczorową porą, przy lekkim półmroku. Co prawda album, z czasem, nieco traci „impet” i wydaje się za długi (ostatnimi czasy coraz częściej standardem znów jest winylowe czterdzieści kilka minut), ale to wciąż intrygujące i frapujące dźwięki, którym warto poświęcić czas. Muszę przyznać, że to jedno z moich największych tegorocznych zaskoczeń. Gdy płyta trafiła w moje ręce byłem pełen sceptycyzmu, a tu proszę!
8/10
Piotr Michalski