ORNETTE – 2021 – Możesz Wszystko

ornette-możesz wszystko

1.Wolny
2.Po Co?
3.Sex Cigarette
4.Tajemnica
5.Możesz Wszystko
6.Do Końca Tak
7.Mówimy Dość!
8.Tango
9.Zasady Gry
10.Droga Do…
11.Ucieknijmy
12.Wokół Sami Lunatycy
13.Jej Cień

Rok Wydania: 2021
Wydawca: Ornette
http://ornette.pl


Były kiedyś w polskiej muzyce rockowej czasy, w których muzycy wspierali się wzajemnie chociażby poprzez gościnne kilka sekund w partiach wokalnych (patrz Fiolka czy Edyta Bartosiewicz w Closterkeller, Kayah w De Mono, czy chociażby Anja Orthodox w Wilkach). Były to czasy, kiedy polska rock/metalowa brać trzymała się razem i nie ciągała się po sądach, próbując ustalić kto wpadł na pomysł tej czy innej nazwy zespołu. W tych kłótniach często zapomina się bowiem o najważniejszym – o słuchaczach, kumplach, którzy nadają na tych samych rockowych falach. Dlatego też z wielkim zaskoczeniem przeczytałem listę obecności na najnowszym krążku grupy Ornette. Co poniektórzy pewnie kojarzą tę nazwę-ksywkę. Jeśli nie, to przypomnę tylko dwa słowa: Oddział Zamknięty, bo to właśnie tam przez prawie dwie dekady na gitarze basowej grał Grzegorz Stępień, znany powszechnie jako „Ornette”. Po zakończeniu oddziałowej przygody powołał swój solowy projekt, w którym obecnie grają: na gitarach Piotr Bzyk (znany z legendy punk rocka, KSU), Grzegorz Babisz (występował obok Andrzeja Nowaka w Złych Psach), za perkusją zasiadają na zmianę: Łukasz Marek (znany ze współpracy z Rafałem Brzozowskim), Filip Woźniak oraz Marek Motylski (Mafia, Püdelsi). Do współpracy nad drugą płytą, zatytułowaną „Możesz wszystko” zostali również zaproszeni genialni muzycy, tacy jak Andrzej Urny (przez jakiś czas Perfect), Aleksandra Królik, na skrzypcach Tomasz Kasprzyk, mistrz harmonijki Marcin Dyjak, czy wiolonczelista Capelli Cracoviensis, Marcin Mączyński. Jak zatem widać, każdy z muzyków ma ze sobą spory bagaż muzycznych doświadczeń. Ktoś mógłby rzec o Ornette, że to „supergrupa”. Ja uważam jednak inaczej – to po prostu grupa dobrych znajomych, którzy spotkali się w Centrum Dźwięku i Słowa w Niepołomicach oraz w wielickim studiu Adama Drzewieckiego i nagrali trzynaście rockowych i bluesrockowych kompozycji . A jak one brzmią? Czas posłuchać.

Program start. „Wolny” to doskonała praca sekcji rytmicznej, fajny rockowy riff i zaśpiew skłaniający do wspólnego śpiewu. Wokal brzmi tu trochę jakby był przesterowany lub śpiewany przez megafon, co daje trochę archaiczny wydźwięk. Zbyt wiele się tu nie dzieje, przez co daje się wyczuć, że panowie się dopiero rozgrzewają. Słychać tam gdzieś rockandrolla, lecz samo tempo nie jest zawrotne.

Po tym krótkim przywitaniu przechodzimy do dwójki, którą jest „Po co”. Tutaj już mamy czyste rockowe brzmienie, z fajnym wokalem i chwytliwym refrenem. Momentami śpiew Grzegorza kojarzy mi się z innym Grzegorzem, Markowskim (ciekawe, jak mógłby ten numer zabrzmieć w duecie…). O ile ten numer jest ciekawy i miło się go słucha, to myślę, że mógłby mieć jeszcze większą moc. Cała reszta brzmi tutaj bez zarzutu – fajnie dudni bas w refrenie i gitara. Polecam włączyć ten kawałek podczas podróży samochodem gdzieś po bezkresnych autostradach: sprawdza się…

Numer trzy to „Sex cigarette”. I jakże inny klimat tutaj. Genialny bas bulgoce od pierwszych sekund, a gitary ładują słuchaczowi fajnego bluesa. Refren zaś to mieszanka gitary rodem z Lady Pank z linią melodyjną spod znaku De Mono. Jest to kolejna w tym roku polska kompozycja, która aż błaga o granie jej w stacjach radiowych (w miejsce tych wszystkich dziewczynek bez dykcji). Ależ tu fajnie dla ucha gra gitara w tle! To jedna z tych piosenek, które świetnie brzmią pod sam koniec dnia, kiedy niebo z wolna ciemnieje.

Kolejną kompozycją jest równocześnie utwór singlowy promujący ten album, czyli „Tajemnica”. Zaczynamy od gitary akustycznej i przepięknie melancholijnej wiolonczeli. Warto dostrzec tutaj wszelkie tworzące ten kawałek smaczki: doskonały bas, gitarowe, delikatne wstawki, odrobinę chrypki u wokalisty i mądrą grę perkusji. Już widzę te zapalone zapalniczki (lub komórkowe latarki) podczas koncertów. Tę magiczną, skłaniającą do bujania i powodującą ciarki na plecach przepiękną piosenkę o melodii, która za nic nie chce wylecieć z głowy ilustruje dający do myślenia teledysk. Udział w nim wzięli doskonali krakowscy aktorzy: Marek Pyś, Anna Dymna i Artur Dziurman.

Po tych magicznych momentach pora przejść do kompozycji tytułowej. „Możesz wszystko” to drapiąca gitarka z dobrą pracą basu. Interesująco brzmią tutaj ponadto efekty gitarowe. Warto także wgłębić się w dość ciekawy tekst. Sam refren jest natomiast idealny do skakania w rytm perkusji. Koncertowy pewniak.

Stronę B płyty otwiera utwór „Do końca tak”, rockandrollowa jazda gdzieś z okolic OZ i Golden Life. I o ile zwrotka (w tym wysokie tony wokalisty) nie bardzo mi przypasowały, o tyle z refrenem jest już lepiej, głównie za sprawą rytmicznej gry basu. Dużym zgrzytem w tej kompozycji jest jednak wejście solówki, trochę ni z gruszki ni z pietruszki. Może jest ona efektowna, ale wydaje mi się, że niezbyt tu pasuje. Kiedy natomiast gitara jest już w tle, prowadzona jest z pomysłem. Tak czy inaczej ta piosenka jakoś szczególnie mnie nie poruszyła.

Czas zatem na „Mówimy dość!”. Muzyka rockowa zawsze zwracała uwagę na otaczającą człowieka niezbyt kolorową rzeczywistość, nierzadko pomagała podsycać bunt. Nie inaczej jest i tutaj: jest hałaśliwie, hardrockowo, idealnie pasuje do tego, o czym krzyczy wokalista. O kim zatem śpiewa Grzesiek? Wiele postaci można tam podpiąć, ale wydaje mi się, że autor tekstu miał tylko jedną osobę na myśli… Piosenka powinna być głosem tych młodych, którzy nie zgadzają się na to, co się dzieje wokoło. Może uda się gdzieś wciągnąć na maszt tę flagę i iść po swoje…

„Tango” to jeszcze jeden utwór, który podnosi poziom całego krążka i z pewnością stanie się moim ulubionym. Przede wszystkim za sprawą świetnej gitary, która kojarzy mi się z tykającym zegarem. Wokalista odpowiednio nastroił swoje struny głosowe i wręcz melorecytuje, by zaśpiewać pełnią mocy w refrenie. Fajnie eksploduje (dzięki gitarze i perkusji) część środkowa kompozycji. Perkusja zresztą ma tutaj – z uwagi na połamane rytmy – spore pole do popisu. Niestety numer dość szybko się kończy. Brakuje mi większego rozwinięcia tematu, z minutkę lub dwie dłużej mogłoby to jednak pograć…

„Zasady gry” to świetny i – za sprawą basu, gitary i głosu – „republikowy” początek, choć to przecież kompozycja Tadeusza Nalepy do słów Bogdana Loebla. Miło dla ucha brzmi tutaj gitara, jak również i wokal. Niezwykle potężna jest tutaj perkusja, a na dokładkę mamy harmonijkę ustną. Jest niespokojnie, czuć jak przez poszczególne dźwięki przebija mrok. Kawałek kończy się niespodziewania, chociaż nie pogniewałbym się, gdyby go jednak jeszcze trochę za nuty pociągnąć.

„Droga do” to jeszcze jeden rockowy, szybki numer. Fajnie brzmi zwrotka, ale później robi się trochę nijako. Jest tutaj taka galopada, kojarząca mi się z tymi wszystkimi bezimiennymi kapelami z lat 90, które pojawiały się (a potem jeszcze szybciej znikały) w programach typu Luz czy Róbta co chceta. Chyba, że to hołd dla starych czasów…

Ostatni numer części podstawowej to niezwykle radiowy „Ucieknijmy”. Fajna rytmiczna stopa, przeskakująca i przeszywająca gitara, romantyczny temat, gitara trochę jak od The Edge, ciekawy bas w tle. Takie spokojne i wyciszające zakończenie albumu, nawet jeśli na chwilę zespół odrobinę przyspiesza.

Dwa ostatnie numery (bonusy) przed nami. Trzeba mieć sporo odwagi, by zrobić po swojemu Dżem i ich „Wokół sami lunatycy” i by w znaczący sposób odejść od oryginału, zostawiając tylko linię melodyczną. Uwielbiam wersję Dżemu i muszę przyznać, że ma ona w Ornette sporą konkurencję. Całość brzmi ciężko, rockowo, z doskonałym riffem. Wszystko jest jednak wyważone w punkt. Numer dostał zupełnie nowe życie. Czy lepsze? Na pewno ma teraz ostrzejszy pazur i – co bardzo ważne – obyło się bez profanacji, a to duża sztuka. Brawo!

Wielu muzycznych mistrzów gości na tym albumie. Jest także na sam koniec ponownie mistrz słowa, Bogdan Loebl i utwór do tekstu jego autorstwa, „Jej cień”. I o ile tekst jest bez zarzutu, o tyle w przypadku muzyki mam mieszane uczucia. Kojarzy mi się ona bowiem z tym fragmentem pierwszego „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego, w którym zespół weselny zwyczajnie i ordynarnie chałturzy. Zupełnie nie rozumiem, czemu ma służyć ten utwór, bo mnie zupełnie nie przekonuje.

Są na „Możesz wszystko” rzeczy świetne. Jest dobre, rockowo-bluesowe granie. Słychać, że każdy z muzyków i każdy z zaproszonych gości dał coś od siebie, dzięki czemu mnóstwo tu kolorów. Płyta mieni się wieloma barwami i dzięki temu świetnie się jej słucha. Jedyny mankament to długość (a raczej krótkość) utworów, które aż proszą się, by im tych rękawów kolorowej rockowej koszuli jednak nie podwijać.

7/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz