ORDEN OGAN – 2010 – Easton Hope

ORDEN OGAN - 2010 - Easton Hope

01. Rise And Ruin 2:16
02. Nobody Leaves 5:57
03. Goodbye 4:10
04. Easton Hope 6:49
05. Welcome Liberty 5:46
06. All These Dark Years 5:47
07. Nothing Remains 6:46
08. Requiem 4:58
09. We Are Pirates 7:34
10. The Black Heart 6:00
11. Of Downfall And Decline 8:51

Rok wydania: 2010
Wydawca: AFM Record


Jakiś czas temu, będąc fanem gatunku, chyba przesyciłem się melodyjnym powermetalem. A może to boom nurtu spowodował, że kolejne pojawiające się albumy były coraz mniej porywające.
Wiele lat zatem sięgałem raczej po kolejne płyty moich ulubieńców, traktując po macoszemu nowości. Jeśli chodzi o podobne klimaty, w dalszym ciągu lubowałem się w prog power…
Jakiś czas temu wpadł w moje ręce bardzo dobry krążek Illusion Suite, który oprócz zadeklarowanych ukłonów w stronę grania progresywnego zawierał wiele elementów stricte powerowych.
Cóż zatem skłoniło mnie, że sięgnąłem po album niemców z ORDEN OGAN? Świetne pierwsze wrażenie, czyli okładka, która do tego jest autorstwa rysownika, którego też już uznałem swego czasu za wypalonego – Andresa Marschalla.

Coź zatem ma do zaoferowania Orden Ogan? cholernie porywający power! Z masą melodii i sprytnymi rytmami, dzięki którym utwory nie są monotonne.
Album „Easton Hope” charakteryzuje wyraźna sekcja z mocno akcentowanymi stopami, być może nawet zbytnio ztrigerowanymi. Z jednej strony melodyjne, z drugiej z kolei szarpiące zadziorne riffy z wybrzmieniami, flażoletami i innymi smaczkami, oczywistością są wypasione solówki. Podoba się też głos wokalisty, mocny, raczej zmatowiony niż przychrypnięty.
Okazyjnie pojawiają się orkiestracje, co ważne również przy okazji tego elementu uniknięto sztampy.
Do gustu przypadają, rozbudowane i zmienne utwory, zawierające często chóralne (ale nie infantylne) refreny, pojawia się sporo ukłonów w stronę melodii folkowych. Jednak kawałek „We are pirates” sugestywnie szantowy, przeczy wcześniejszym zdaniom. Po pierwsze melodie są zbyt nachalne, brzmienie zbyt łagodne… akordeon – żenujący. Słowem, utwór do wycięcia i chyba jedyny mankament albumu. Jedyne wytłumaczenie jest takie (czemu dowodzi wideoklip), że jest to podejście do tematu bardziej humorystyczne. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę i po kilku przesłuchaniach utwór przypada do gustu, burzy odbiór albumu jako całości… (w zasadzie możno go było wstawić na koniec i opisać jako bonus… chyba bym się tak nie czepiał).
Kiedy z kolei w trackliście zobaczyłem, że album wieńczy ponad 8- minutowy utwór, czekałem na niego z pewnymi nadziejami. Byłem przekonany, że będzie się w nim wiele działo – i oczywiście te przypuszczenia się sprawdziły. Album kończy utwór, którego nie powstydziłyby się zespoły uprawiające metal zorientowany na dźwięki progresywne.

Tak naprawdę podczas słuchania albumu przyszło mi do głowy kilka porównań, do zasłużonych dla gatunku grup – ale były to wrażenia tak ulotne, że ich nie przytoczę… spróbujcie wyłapać je sami. Po pierwsze, album nie nuży i wydaje się powiewem świeżości w gatunku. Po wtóre „Easton Hope” zawiera zbiór porywających energetycznych utworów. Album jest świetny, nawet do żartobliwego kawałka można się przyzwyczaić, nie zmienia to faktu, że stanowi gdzieś w trakcie płyty przerwę w zachwytach… odejmuję nieco od noty końcowej, ocena jednak musi być bardzo dobra!

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz