1. Tekturowy samolot
2. Obsesje – prolog
3. Obsesje
4. Kłamstwa
5. A mama wie lepiej
6. Egoista
7. Adrenalina
8. Gdzie są moje pieniądze
9. Leń
10. Chcę, nic nie muszę
11. DNA
12. Manipulacje
13. Zmiana warty (bonus)
Rok wydania: 2017
Wydawca: Omni modo
http://www.omni-modo.pl
http://www.facebook.com/omnimodo
Zazwyczaj nie zastanawiamy się nad tym, co sprawia, że grupa ludzi
zakłada zespół muzyczny. Podobne lub takie same gusta muzyczne, chęć lub
konieczność tworzenia, próba dorównania swoim inspiracjom… Ale są
także i wyjątki, jak na przykład powstały w 2012 roku w Poznaniu zespół
Omni mOdO. Tworzy go czworo muzyków, którzy osobno mogą reprezentować
różne, często przeciwległe gatunki muzyczne. Razem jednak, gdy
wymieszali swoje umiejętności i inspiracje, dali początek czemuś bardzo
oryginalnemu, z czym na rodzimej scenie dotąd się nie spotkałem. Otóż
grupa w składzie Daniel Moszczyński (śpiew, elektronika), Marcin
Kaźmierczak (gitara), Adam Majewski (bas) oraz Agnieszka Majewska
(perkusja) prezentuje słuchaczowi mieszankę funku, lekkiego hip-hopu,
ska i efektów ze stołu mikserskiego ze scratchowaniem włącznie. A
wszystko to mocno spięte rockową klamrą. Ktoś pomyśli: „hip-hop z
funkiem i rockiem? W Polsce? Niemożliwe!”. Przyznam, że ja również bylem
sceptycznie nastawiony do takiego konceptu. Po obejrzeniu nagrań wideo z
koncertów wiedziałem jedno – to będzie bardzo energetyczna płyta. Zanim
jednak grupa weszła do studia, koncentrowała się na szlifie numerów
wygrywając przy okazji wiele przeglądów i konkursów dla młodych kapel,
zaś jednym z największych osiągnięć zespołu jest występ na głównej
scenie Przystanku Woodstock, a także wysoka pozycja na Liście Przebojów
Antyradia i Radiowej Trójki. Niewiele młodych polskich kapel już na
starcie może się szczycić takim dokonaniem. Te wszystkie zdarzenia
skłoniły mnie do zapoznania się z debiutanckim krążkiem poznaniaków.
Pora więc zakręcić śmigłem „Tekturowego samolotu” i odlecieć w
przestworza.
Jako pierwszy zespół serwuje numer tytułowy, który równocześnie promuje
album. „Tekturowy samolot” (tytuł inspirowany prozą Andrzeja Stasiuka)
to z początku ciężki, nieco rammsteinowy riff, który z czasem przechodzi
w fajne rockowe granie. Już od razu na uwagę zasługuje świetny wokal – z
nad wyraz świetną dykcją. Głos z lekką chrypką, lecz zawierający
niesamowite możliwości, zarówno rockowe, jak i rapowe, o czym będzie się
można przekonać później. Sam numer chwytliwy, melodyjny, z bardzo
porządnym uderzeniem w perkusję. Naprawdę smakowite rozpoczęcie albumu.
Prolog do „Obsesji” to świetnie brzmiąca, lekko „closterkellerowata”
gitara, która jest tłem do krótkiego wywodu, czym są tytułowe dla utworu
numer trzy „Obsesje”. Tutaj warto zwrócić uwagę na fajnie brzmiącą
gitarę basową i melodyjny wokal. W tym numerze gitara elektryczna pełną
mocą, ale niezwykle dobrze i rockowo gra podczas refrenu. Interesująco
wypadają również elektroniczne efekty tworzone przez Daniela na stole
mikserskim. Dobry, rockowy numer, po którym następują „Kłamstwa”. Tu z
kolei zupełna zmiana klimatu – od rocka, przez funk po lekkie rapowanie.
Jednak cała moc ujawnia się w świetnym refrenie. Mogłoby się wydawać,
że te kolory muzyczne do siebie nie pasują, jednak to wszystko zostało
idealnie wyważone w inteligentny sposób. Na plus scratching w wykonaniu
wokalisty oraz klimatyczne brzmienie gitary.
Numer pięć na albumie to „A mama wie lepiej”, a więc z początku
amerykańskie, rockowe granie z niebanalną sekcją rytmiczną, pod którą
„podłącza się” gitara. I znów wyrazy uznania dla Daniela za umiejętność
dostosowania swojego głosu do rockowych barw. Niewielu wokalistów tak
łatwo potrafi poruszać się w tak różnych klimatach.
„Egoistę”, czyli kolejny numer, otwiera świetna gra perkusji, jednak to
gitara robi kapitalną robotę. Brzmi ciężko, niespokojnie, ale zarazem
melodyjnie i nieco prześmiewczo. Na plus znów bardzo dobry śpiew
wokalisty i gra basu w tle. Niezmiernie cieszy także fakt, że efekty
elektroniczne są tylko tłem, ozdobnikiem i nie zakłócają odbioru.
Przed nami jeden z najlepszych numerów na płycie, czyli „Adrenalina”.
Świetnie brzmiącą gitarę przeszywa rapowanie Daniela i jego pokaz
umiejętności na stole mikserskim. Idealnie dopasowana gitara pilnuje
natomiast, aby numer nie stracił rockowego kolorytu. Dzięki temu
wszystkiemu słuchacz otrzymuje niesamowicie energetyczny, ale i
równocześnie niespokojny numer. Jest w nim coś, co sprawia, że na pozór
niepasujące do sobie klocki muzycznej układanki nagle i niespodziewanie
łączą się i powstaje świetny obrazek, posiadający wiele odcieni,
widocznych (słyszalnych) w zależności od kąta patrzenia (słuchania).
Sądzę, że to zasługująca na uznanie umiejętność komponowania, ale i
pracy w studio.
Kolejny kawałek, zatytułowany „Gdzie są moje pieniądze?” to trochę
ironiczny, lekko komiczny, ale i posiadający pewną przestrogę numer.
Główną rolę pełni tu bezapelacyjnie wokal. Po nim przychodzi czas na
„Lenia”, z już na wstępie ciekawą grą sekcji rytmicznej. Tutaj znów
słychać różnorodność gatunków – od rocka, po lekkie reggae. Te wszystkie
nagłe zmiany klimatów są jak najbardziej zamierzone, zespół puszcza
bowiem oko do słuchacza, jakby chciał powiedzieć: „spoko, tutaj nie ma
żadnej powagi, tak naprawdę chodzi przecież o świetną zabawę!”. Taki
jest też ten numer – niby rock, ale „z jajem”.
„Chcę nic nie muszę” rozpoczyna ciekawy riff, okraszony fajnymi
efektami. Reszta brzmi trochę „czarno” (bas) i przez to trochę dziwnie.
Przeszkadza przesterowany wokal, co sprawia, że kawałek jest nierówny i
nie za bardzo pasuje do reszty. Podobnie zresztą, jak i dwa kolejne
(„DNA” i śpiewane przez zęby „Manipulacje”). Niewiele się w nich dzieje,
czegoś brakuje, jest mało ciekawie, zupełnie, jakby grupie brakło mocy i
pomysłów na kolejne kompozycje. Trzy niepotrzebne nikomu wypełniacze.
Pora więc na ostatni numer albumu. To zdecydowanie jedna z najlepszych
piosenek, jakie usłyszałem w tym roku. „Zmiana warty” już od pierwszych
sekund wgniata bowiem w fotel poprzez świetny gitarowy klimat i
przeszywający śpiew. Z czasem numer rozpędza się, aż do finału, gdzie
kończy go strzał z broni i pisk gasnącego życia. Warto dodać, że numer
został zainspirowany wydarzeniami Poznania ’56. Tym większa szkoda, że
zespół postanowił go umieścić na końcu, jako bonus.
Płyta jest mieszanką wielu różnych gatunków, co ma swoje zalety i wady.
Czasem brzmi to bowiem naprawdę smakowicie, czasem niestety jednak nuży i
wydaje się, że płyta zyskałaby, gdyby ją nieco skrócić. Muzyka Omni
mOdO niewątpliwie ma jednak w sobie pokłady energii. Z niekłamaną
ciekawością będę obserwować ten zespół, ponieważ ma on potencjał, by
porządnie zamieszać w polskiej muzyce rockowej.
7.5/10
Mariusz Fabin