OLIVER WAKEMAN – 2005 – Mother’s Ruin

OLIVER WAKEMAN - 2005 - Mother's Ruin

1. Don’t Come Running
2. The Agent
3. In The Movies
4. Walk Away
5. Mother’s Ruin
6. Calling For You
7. If You’re Leaving
8. I Don’t Believe In Angels
9. Wall Of Water

Rok wydania: 2005
Wydawca: ProgRock Records


Oliver Wakeman pokazał się już wcześniej na scenie progresywnej. Zapewne najbardziej kojarzony będzie z oper rockowych zagranych wspólnie z Clivem Nolanem.

Na albumie „Mother’s Ruin” mamy okazję usłyszeć po raz pierwszy nowy zespół Olivera.
Te elementy, które od razu zostaną rozpoznane w kompozycjach zespołu, to charakterystyczne klawisze Wakemana, kojarzące się z „Psem Baskerville’ów” czy „Jaberrwocky”. Zarówno brzmienia jak i paleta patentów, której Oliver jest wierny, pomogą fanom progresywnych brzmień spojrzeć na ten album przychylnym okiem.
Gitarowo natomiast, więcej tu prostych struktur nawiązujących do hard rocka lat 70-tych. Brakuje mi tu nieco polotu i nieprzewidywalności sekcji rytmicznej – elementów tak charakterystycznych dla progresywnych zespołów.
Z bardzo dobrej strony pokazał się za to wokalista grupy Moon Kinnaird. Operuje bowiem silnym głosem o przyjemnej barwie i doskonale sprawdza się w repertuarze grupy Olivera Wakemana.
Albumem nie będą zawiedzeni sięgający po krążek słuchacze, którzy spodziewają się stylistycznej kontynuacji klawiszowej kariery Olivera Wakemana. Trzeba jednak mieć świadomość, że ten album jest czymś więcej, jest płytą zespołu z krwi i kości. I brawa należą się Oliverovi za umiejętne pogodzenie swojej wirtuozerii z charakterem zespołu rockowego.
To co otrzymamy na krążku
'Mother’s ruin” to solidna dawka melodii, ale i spora doza elementów kojarzących się jednoznacznie z grą klawiszowca. Wiele jest tu klawiszowego tła, pod riffami, ale też nie pominięto ważnej roli klawiszy jako instrumentu solowego.

Album zawiera perełki jak choćby otwierający „Don’t come running”, albo świetny „Walk away”, melodramatyczny „Mother’s ruin”, pompatyczny – niemal filmowy „Wall of water” czy genialny I don’t believe in angels”, którego zarówno struktura jak i patenty są progresywne do szpiku kości.
Z kolei typowy rocker w purplowskim stylu na który warto zwrócić uwagę to „Calling for you”. Oczywiście nie jest różowo przez cały czas. Na albumie znajdują się utwory – może nie zdecydowanie słabsze, co z mniejszym polotem. Do tych z kolei zaliczyłbym balladę „In the movies” i „If you’re leaving”.

Gdyby miks był bardziej zdecydowany i zorientowany na rytm, album podobałby się jeszcze bardziej… brzmienie wydaje się mieć jednak nieco za mało pazura. Jak się później miało okazać „na żywo” te mankamenty odchodzą w zapomnienie.
Jako podsumowanie mogę stwierdzić, że Oliverowi Wakemanowi wyszedł solidny niebanalny album. Zadowolą się nim zarówno sympatycy prog jak i hard rocka.

8/10

Piotr Spyra

Dodaj komentarz