1.Judgement Is Nigh
2.Procession Of the Lost Souls
3.Nasavaylu
4.Keeping The Faith
Rok Wydania: 2021
Wydawca: The Old Man Coyote
http://www.theoldmancoyote.bandcamp.com/
Każda historia ma swój początek. Zazwyczaj autor nakreśla fabułę w pierwszym rozdziale, a czasem nawet eliminuje jakąś postać, by niespodziewana, zagadkowa śmierć była punktem wyjścia opowieści. Zdarzają się też tacy autorzy, którzy zaczynają ją od prologu. Nierzadko wydaje się on być wyrwany z kontekstu całej historii, a jednak gdzieś tam po drodze ma swoje znaczenie. Czasami też taki prolog ma za zadanie zaintrygować, spowodować ciarki na plecach. Takie też właśnie miałem uczucie, kiedy po raz pierwszy zapoznałem się z epką dość świeżej grupy The Old Man Coyote. Można by rzec generacja covidowa, ponieważ zespół powstał w wakacje roku 2020 na Podbeskidziu. Kilka miesięcy później grupa wydała na świat wspomniane debiutanckie cztery utwory zatytułowane „Prologue”. Kto wchodzi w skład grupy? Kogo usłyszymy? Śpiewającego Bartosza Fajferka, grającego na gitarze basowej Roberta Szutę, grającego na perkusji Dominika Styksa oraz na gitarze Kubę Piwowarczyka. Zespół swoją twórczość określa mianem dark country w połączeniu z rockiem alternatywnym. Ale dla tych, którzy nie wiedzą, jak to dokładnie brzmi, spróbuję to opisać poniżej.
Jako start Kojot serwuje nam „Judgement is Nigh”. I pierwsze zaskoczenie. Nie ma tu ciężkich, doomowatych gitar. Jest za to gitara akustyczna, która gra, aż miło. Fajnie brzmi tutaj wokal, aczkolwiek troszkę mi przeszkadza jego kanciasta angielszczyzna. Wierzę, że Bartosz z czasem opanuje swój angielski, bo ma zadatki na dobrego wokalistę. Jego głos jest niski, lekko chropowaty i mroczny.
Dwójka to „Procession of the lost souls”. Tutaj mamy hiciora, w którym niesamowicie rytmicznie gra gitara akustyczna. Perkusja zaś nadaje marszowy rytm, jakby wojska Południa szły na wojnę z Północą. Interesująco brzmią tutaj bardzo oszczędne efekciarskie wstawki na gitarze elektrycznej. Numer ten kojarzy mi się trochę z Nickiem Cave’em połączonym z Maciejem Maleńczukiem (ale tym, któremu jeszcze się chciało pisać porządne piosenki). Oj, jak ja dawno nie słyszałem tego charakterystycznego dźwięku przesuwania palców po strunach… Wszystko dziś jest takie wygładzone i oczyszczone z prawdziwości dźwięku. A tutaj proszę bardzo. I w dodatku bardzo dobrze nagrane.
Numer trzy to „Nasavaylu”. Sam tytuł kojarzy mi się z dwoma pierwszymi albumami Wilków, a więc z utworami „Uayo” czy „N’Avoye”, nawiązującymi gdzieś do szamanów i Indian. A jak jest muzycznie? Wokal kojarzy się tutaj z jakimś zapijaczonym górnikiem, któremu na chwilę opadła gorączka złota i postanowił wpaść do Saloonu. Jest wręcz gardłowy i gdyby nie ten kanciasty angielski, byłoby super. Interesująco tez wypadają pozostali muzycy – zwłaszcza Kuba na gitarach, a fajne efekty na elektryku w tle sprawiają wrażenie trochę groźnego, ale mocno hipnotyzującego numeru.
I ostatni już na płycie „Keeping the faith”. Znów świetna gra gitary akustycznej, połączona w tle z gitarą basową. Fajnie też tutaj gra perkusja, zarówno miotełkami, jak i zwykłymi pałeczkami. Przeszywająco tutaj śpiewa Bartek Fajferek. Jest w jego głosie coś nostalgicznego, frapującego i staromodnego. Oprócz początkowych skojarzeń z Nickiem Cave’em w zasadzie trudno jednoznacznie przyrównać jego barwę do innych niskobrzmiących wokalistów.
Tak kończy się Prolog czegoś, co w przyszłości może być większą całością. Dlatego czekam już teraz na Rozdział Pierwszy. Słychać tutaj muzyków, którzy tworzą coś zupełnie innego, niż to, co do tej pory słyszałem. I cieszę się, że te cztery kompozycje trafiły do moich uszu, bo okazuje się że polska muzyka ma się wciąż dobrze i – co ważne – nie zamilkła w czasie pandemii na dobre.
Mariusz Fabin