1. Affect Us (Affectus)
2. Blue Line 5:30am (Inops)
3. Can’t Forgive Me (Invidia)
4. There Then, Here Again (Frustror)
5. Blacktop Southbound (Animus)
6. Silent Revolution (Insania)
7. The Wrong Turn At the Right Time (Oneiroi)
8. Red Glow Dreaming (Laetitia)
9. The Echo of Chaos (Poena)
10. Feathered We Fly (Termanatio)
11. Leaving Chicago (Moestitia)
Rok wydania: 2011
Wydawca: ProgRock Records
http://www.odinscourtband.com
Masz – powinno ci się spodobać, to jakiś kolo, który jest związany z
Ytse Jam. Powiedział współnaczelny wręczając mi booklet, a płytę
wkładając do odtwarzacza. Wyruszyliśmy w muzyczną podróż – dosłownie, bo
pierwszy odsłuch nastąpił w samochodzie. A że kolega sprzęt audio w
samochodzie ma zacny – nic nie uroniliśmy z wrażeń, które zaserwować
może nam Odin’s Court.
Pierwsze co mnie zaskoczyło, to podobieństwo raczej do Pendragon niż
Dream Theater. Wokalista zespołu operuje tak charakterystycznym głosem,
że przywodzi na myśl Barretta (na początku wokal nieco gryzie, bo wydaje
się dość siłowy ale dość szybko się do niego możemy przyzwyczaić).
Muzyka jest też raczej zbliżona do dokonań Brytyjczyków. Każdy
instrument klarownie brzmi, a wokal góruje nad całością, jakby
realizator nie zdawał sobie sprawy z faktu iż może być to element deczko
kontrowersyjny.
Na uwagę zasługują motywy akustyczne wspaniale współbrzmiące z
elektrycznymi gitarami, ta sama uwaga dotyczy pianina, które bez szwanku
dla ciężaru kompozycji wtóruje riffom. Zarówno pianino jak i gitary
akustyczne mają wiele partii samodzielnych, brzmią w nich wyśmienicie i
kompletnie nie gryzą się z całokształtem utworów. Zresztą wiele utworów
wydaje się podporządkowanym tłom pianina – efekt za to jest wyborny.
Na krążku nie brakuje motywów surowego rockowego grania, brzmią bardzo
ostro kiedy następują po wyciszeniu ściany złożonego instrumentarium
(ciekawy dość zabieg).
Nie zrezygnowano z elektronicznych motywów, ale pojawiają się one raczej jako przyprawa dania głównego.
W zasadzie ciężko byłoby mi jednoznacznie ocenić, czy zespół oscyluje w
klimatach rockowych czy metalowych. Bo słychać tu i wczesny Queensryche /
czy Fates Warning (w riffach) i ciekawe patenty smyków (raczej w tłach)
i wspomniane wszędobylskie pianino czy też melodykę charakterystyczną
dla neoprogrocka.
Pewne jest natomiast to, że album będzie przyswajalny przez sympatyków
obu odłamów progresywnego grania. Zaobserwowałem bowiem, że mniej więcej
od polowy płyty pojawia się bardziej połamana rytmika i więcej
klawiszowych motywów progmetalowych.
Podsumowując „Human Life in Motion” to bardzo dobra płyta, zastrzeżenia
miałbym jedynie do barwy wokalu (acz w tym przypadku raczej to
przeczucie, że to element kontrowersyjny, gdyż mnie po paru minutach
przestał przeszkadzać) i może zmiksowania kilku fraz gitary, która
wyszła zbyt surowo, w stosunku do wygładzonej całości, ten sam zarzut
mam wobec sztucznie uprzestrzenionego początku „Echo of chaos”. Brzmi
trochę jak demo.
Konkluzja? Najkrócej scharakteryzowałbym Odin’s Court jako miks (i tu z
naciskiem) Pendragon i Fates Warning (rytmika i riffy w kilku utworach).
I jakby wam się to porównanie wydawało niedorzeczne czy
nieprawdopodobne… ja będę obstawał, że jest bardzo trafne.
7/10
Piotr Spyra