KREATOR – 1997 – Outcast

kreator - outcast

01. Leave This World Behind
02. Phobia
03. Forever
04. Black Sunrise
05. Nonconformist
06. Enemy Unseen
07. Outcast
08. Stronger Than Before
09. Ruin Of Life
10. Whatever It May Take
11. Alive Again
12. Against The Rest
13. A Better Tomorrow

Rok wydania: 1997
Wydawca: G.U.N. Records
https://kreator-terrorzone.de/


Kiedy KREATOR wydał album „Outcast”, ten od razu stał się moim ulubionym albumem grupy. I pozostało tak na wiele lat. Przede wszystkim dlatego że był płytą nowoczesną jak na standardy thrash metalu. Kilka patentów gdzie gitary cichną znienacka – daje wrażenie sterylności. Coś co wówczas było dość kontrowersyjne. Większa doza melodyki? Owszem! KREATOR już wtedy wystawił starych fanów na próbę. Zresztą moi koledzy nie podzielali mojej estymy wobec „Outcast”. Mnie podobało się z kolei że szorstki jak papier ścierny wokal Petrozzy tutaj doczekał się kilku momentów przesterowania. Wydana w dość dbały sposób kaseta dumnie prezentowała się zresztą na tle pirackich wydań poprzednich albumów. Chętnie zasiadałem przed magnetofonem i śledziłem teksty wraz z książeczką.

Na początek otrzymujemy dwa szybkie strzały. Pierwsze utwory są wręcz doskonałe! Po chwili robi się bardziej walcowato jak na standardy KREATOR. Utrzymany w średnim tempie „Forever” i jeszcze bardziej klimatyczny „Black Sunrise”, są mimo to ciężkie, a drugi z nich nawet nieco niepokojący. W „Noncomformist” jest już szybciej, ale na uwagę bardziej zasługuje masa przesteru poupychanego gdzie się da. Kolejny kawałek to typowy utwór zorientowany na riff, z dość nowoczesnym refrenem. Utwór tytułowy brzmi bardziej soczyście, jest w nim więcej melodii, nie skłamałbym gdybym powiedział że bridge wprowadza miłą odmianę, urzekający patent w momencie kiedy riffowanie mogłoby chylić się już ku końcowi. Następny kawałek prezentuje znowu niespieszny riff, ale artykulacja wokalna przyspiesza wszystko i utrzymuje w ramach przyzwoitości. W „Ruin Of Life” robi się prawie rock n rollowo, oczywiście jak na thrashową płytę. Następnemu „Whatever It May Take” trudno odmówić punk-rockowego szlifu. Tym razem wokalny przester moim zdaniem lekko przesadzony. „Alive Again”, to wywrzeszczany refren w roli głównej. Kolejny „Against The Rest” to surowy thrash, jak za dawnych dobrych czasów, bez zbędnych udziwnień, aczkolwiek z jednym ozdobnikiem. Płytę zamyka „A Better Tomorrow” i spina wszystko klamrą, bo jest to i piszcząca gitara pod riffem i przesterowany wokal, niegłupia melodyka a do tego nieźle dudni bas.

Zespół „Endoramą” zaszokował i mnie, a od „Violent Revolution” zanotował w moim odczuciu znaczną zwyżkę formy i przebił wówczas również „Outcast”. Ale zarówno otwierający album konkretny „Leave this world behind” oraz kapitalny utwór „Phobia” do dziś są moimi faworytami w bogatej dyskografii kapeli. W dalszym ciągu traktuję ten album w sposób szczególny, zresztą to po jego wydaniu zobaczyłem ich pierwszy raz na żywo, więc po części tłumaczy to sentyment.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz