1. The Final Breath
2. Light Years
i. Fading Away…
3. Silhouette
i. Silence Can Be Deafening (Pt I)
ii. Welcome to Your Dreamland
iii. Where Were You?
iv. The Longing
v. The Moriphlux (Pt I)
vi. I Am Haunted
vii. What Do You Want?
viii. The Seventh Sign
a. the wrong
b. the alcolyte
c. the hollows
d. the road (less traveled)
ix. The Morphlux (Pt II)
x. Silence Can Be Deafening (Pt II)
xi. Welcome to Your Nightmares
xii. Music for End Credits
Rok wydania: 2013
Wydawca: –
http://www.edisonschildren.com/
Najbardziej zapracowaną osobą, spośród marillionowego obozu, ostatnimi
czasy jest chyba basista Pete Trewavas. Niedawno ukazała się nowa płyta
Transatlantic z jego udziałem, a pod koniec ubiegłego roku, światło
dzienne ujrzała druga płyta projektu, który współtworzy z amerykańskim
muzykiem Ericem Blackwoodem, Edison’s Children. Jej premiera przeszła
jakoś niezauważona, chociaż prawdopodobnie wszyscy zdeklarowani
zwolennicy około-progresywnych dźwięków, z obcowania z tą muzą powinni
czerpać wiele przyjemności?
Debiutancki krążek Edison’s Children „In the Last Waking Moments…”
ukazał się w 2011 roku. W jego nagraniu uczestniczyli praktycznie
wszyscy członkowie grupy Marillion. Tym razem Trewavasa i Blackwooda
wspomógł jedynie perkusista Henry Rogers (DeeExpus, Touchstone), oraz
Wendy Farrell Pastore (backing vocals). I choć lista gości jest tym
razem dużo skromniejsza, słuchając (zwłaszcza końcowej fazy albumu)
wydawałoby się, że solówkami płytę okrasił nasz rodzimy progresywny
czarodziej gitary – Mr. Gil!
Podobnie jak w przypadku pierwszej płyty tak i tutaj, muzykę cechuje
pewna oniryczność. Pod tym względem druga płyta chyba jeszcze bardziej
emanuje takim właśnie klimatem. Jest pewien muzyczny minimalizm, jest
przestrzeń i aura lubiąca podświetlony blaskiem świecy, nocny mrok.
Pierwsza, czterominutowa kompozycja „The Final Breath”, wprowadza
idealnie w taki właśnie klimat – trochę tajemniczy i mroczny. Natomiast
kolejny „Light Years” jest bardziej piosenkowy, dlatego zdecydowanie
wyróżnia się swoją konwencjonalną formą, bo potem następuje samo sedno
klimatycznej otchłani – kilkuczęściowa suita „Silhouette”.
Pod względem wokalnym jest zdecydowanie lepiej niż na debiucie, chociaż
przybrudzony głos Erica Blackwooda, to nie to samo, co natchnione
westchnienia Tima Bownessa. Tak właściwie, to nie przypadkowo
przytoczyłem jego nazwisko, bowiem dzięki pewnemu muzycznemu letargowi,
muzyczna zawartość „The Final Breath Before November”, powinna
zadowolić właśnie wszystkich „klimatofilów” lubiących zatapiać się
właśnie w „bownessowskich” dźwiękach No Man, czy „giancarlo
errorowskich” klimatach Nosound.
8/10
Marek Toma