1. Sabre & Torch
2. Space Police
3. Defenders Of The Crown
4. Love Tyger
5. The Realms Of Baba Yaga
6. Rock Me Amadeus
7. Do Me Like A Cavemen
8. Shadow Eaters
9. Alone In Myself
10. The Eternal Wayfarer
Bonus disc:
1. England
2. Aychim In Hysteria
3. Space Police (progressive version)
4. Space Police (instrumental version)
5. Love Tyger (instrumental version)
6. Defenders Of The Crown (instrumental version)
7. Do Me Like A Caveman (instrumental version)
Rok wydania: 2014
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.edguy.net/
Od pewnego czasu traktowałem grupę EDGUY z przymrużeniem oka. Lider zespołu wydawał się, dość jawnie obdarować swoim talentem i poważniejszymi pomysłami projekt Avantasia. W swoim regularnym zespole za to nie omieszkał dobrze się bawić. Czasem do przesady. Z biegiem czasu i przypuszczam, że nie tylko w moim odczuciu, stali się trochę na własne życzenie swoistymi metalowymi klaunami. Ale, oczywiście nie jest problemem wywołać w dyskografii EDGUY udane produkcje, nawet z ostatnich lat.
Czy nowa płyta zmieni postrzeganie zespołu? To zależy tylko od słuchaczy. Sam zespół nie zmienił podejścia do komponowania materiału. Wciąż sporo w nim pastiszu i dobrej zabawy. Co zaskakujące kiedy się nad tym zastanowimy, grupa popuszcza wodzy fantazji bardziej w kwestii tekstów niż muzyki. Tutaj bowiem mamy do czynienia z wyjątkowo dobrej jakości heavy metalem z hard rockowymi elementami. Otrzymujemy więc kapitalne riffy i melodie. Kolejne motywy są dla słuchacza dość łatwo przyswajalne, refreny nie problem zapamiętać, a melodie niejednokrotnie powracają do słuchacza i kołaczą się po głowie. W kwestii muzycznej grupa nie stara się łamać barier, nawet okazjonalne zastosowania elektroniki nie są przecież obecnie niczym zdrożnym w gatunku. Cover FALCO – no cóż, to trochę osobny rozdział opowiadania, ale dla fanów grupy nie pierwszyzna. Charyzma z jaką Niemcy odegrali ten popowy klasyk, na pewno rzuci na kolana tych którzy dorastali w latach 80-tych.
Więcej wodzy fantazji zespół popuszcza w utworach które trafiły na dysk bonusowy.
Instrumentalne wersje czterech utworów, to właściwie ciekawy dodatek, tutaj bez zachwytów, alternatywna wersja „Space Police” również fajna, ale na kolana rzucają dwa utwory. Przyjemna ballada „England” gdzie zespół opiewa Brytanię za ich dorobek kulturalny… z właściwym sobie poczuciem humoru. A kawałek poświęcony Def Leppard jest genialnym podrobieniem ich stylistyki. Edguy nieprawdopodobnie zgrabnie odtworzyli sposób budowania ich utworów. Zwrotki, chóry… elementy tak sugestywne, że aż niewiarygodne było tak łatwe ich skopiowanie.
Dla zagorzałych fanów zespołu, dla fanów ich poczucia humoru, ale i dla starszych wiekiem i stażem słuchaczy, wersja z dodatkowym dyskiem to pozycja obowiązkowa.
EDGUY nowym krążkiem ponownie wkradł się w moje łaski. Doszedłem do wniosku, że przez lata robią swoje z niekłamanym urokiem i szczerością. Powiem więcej… nawet ich tak zwane niepoważne teksty, w latach 80-tych i 90-tych miały swoje odpowiedniki, wśród zespołów, które swoją twórczość traktowały śmiertelnie poważenie, a przez specyfikę czasów nie były niczym zdrożnym. „Space Police, Defenders of the Crown” jest kapitalną płytą, aczkolwiek, rozmowa z Tobiasem Sammetem, nieco rozjaśniła przede mną zamiary zespołu i wpłynęła na moje podejście (zapis wywiadu tutaj). W każdym razie ostatnim tak dobrym krążkiem grupy był w moim odczuciu „Hellfire Club”, muzycznie nowemu albumowi dość blisko do niego. Tekstowy luz bardziej przyrównałbym do czasów „Rocket Ride” i jego hard rockowej charyzmy. Tak czy inaczej to porównania do moich ulubionych pozycji z nowożytnej historii grupy.
Nowy krążek powinien spodobać się zwolennikom klasycznego heavy, ale i hard rockowego luzu właśnie. Być może zespół popadł w przesadę z kiczowatą okładką (w tej kwestii nie zgadzam się z Sammetem), ale ten zdecydowanie najsłabszy element układanki, niechaj was nie zniechęci do sięgnięcia po tak kapitalny album.
9/10
Piotr Spyra