1. House Wins 01:30
2. Twenty One 06:16
3. Forever Dead 06:20
4. Feel My Pain 05:40
5. Serial Killer 05:45
6. Psycho Terror 06:57
7. Destiny 05:13
8. Death Romantic 05:59
9. Black And White 05:20
10. Concrete Wall 03:50
11. Eternally 05:09
Rok wydania: 2012
Wydawca: Nuclear Blast
http://www.rage-on.de
Zachowawczość. Słowo określające ostatnie nagrania Rage? Z pewnością.
Jednak czy nie lepiej podpisać nim całe tendencyjne heavymetalowe
granie? Fanom nie zrobi to różnicy, każdemu przecież od czasu do czasu
potrzeba dawki czadu. Niemieckie trio, choć zdaje się interesować coraz
mniejszą liczbę słuchaczy, zaspokaja tę naglącą potrzebę od… prawie
trzydziestu lat. Są z pewnością najbardziej aktywnym twórczo
„klasycznym” zespołem. Bo to ich dwudzieste pierwsze dokonanie studyjne.
A i, jak podejrzewam, nie ostatnie – za dwa lata wrócą, świętując
wielką rocznicę, dostarczając fanom kolejną płytkę. Na razie jednak
„21”.
Rage, po prostu. W tym miejscu mógłbym nawet zakończyć recenzję. Panowie
od kilku lat grają dokładnie tak samo – średniopikantne riffy, rockowe
melodie w refrenach, rewelacyjne technicznie sekcje instrumentalne, a
wszystko w lekkim sosie, tym razem jakby trashowym. Nie ma mowy o
zaskoczeniach na modłę „Speak of the Dead”, jest za to growlujący Wagner
w „Serial Killer”, agresywny i demoniczny, w refrenie wracający do
typowych dla siebie zaśpiewek, rzecz jasna. W porównaniu do „String to a
Web” jest szybciej, ale i bardziej jednostajnie, album wydłuża się po
minięciu półmetka. Można znaleźć tutaj wiele świetnych melodii, ale
równie sporo wymownego patrzenia w sufit. Prawdą jest, że utworom
niczego tak naprawdę nie brakuje, ale słyszeliśmy to samo, te riffy, te
refreny, tyle razy wcześniej, że (prędzej czy później) zaczniemy na nie
narzekać. Brakuje chociaż kilku urozmaiceń, o progresywnej suicie z
poprzedniego albumu nawet nie wspominając.
Rozumiem, że album może się wielu osobom spodobać. Mnie, osobę znającą
całkiem sporą część twórczości Niemców, nie grzeje ani nie ziębi – jest
sobie. A tylko ‘będąc” nie ma szans na miejsce w pamięci. Polecam
wcześniejsze dokonania grupy, oferują ogromny katalog pełen ciekawej
twórczości. „21” zostaje dla najbardziej spragnionych albo samego Rage,
albo ich twórczości w surowej, nieprzekombinowanej formie. Słowem tym
zacząłem, słowem tym skończę recenzję: zachowawczość.
5/10
Adam PIechota