1. Supercollider (7:02)
2. The Butcher (4:40)
Rok wydania: 2011
Wydawca: –
Nowe Radiohead? Chwila, chwila, rzut okiem na kalendarz; toż pierwszy
kwietnia już dawno za nami. Ale nie zmienia to faktu, że nowe Radiohead
jest, ma się dobrze w dodatku. Singiel „Supercollider \ The Butcher”,
którym dzisiaj się zajmiemy, wydany został z okazji czwartego Record
Store Day – wydarzenia mającego na celu celebrację muzyki jako sztuki,
zrzeszającego wykonawców i fanów z całego globu. Swoiste prezenty tego
dnia swoim wielbicielom sprawił Steven Wilson, The Flaming Lips, Stonesi
czy Lady Gaga lub Foo Fighters. W tak dziwacznym gronie nie mogło
zabraknąć królów niezależności z Radiohead. Czy jedenaście minut
premierowej muzyki to wystarczający pretekst, aby wydawnictwem się
zainteresować?
„Oczywiście, do diaska! Przecież to Radiohead!” – krzyknąłbym niczym
rezolutny generał w akademii wojskowej, ale mając w pamięci „The King of
Limbs”, powstrzymam się. Chłopaki zapuścili się w rejony tak
nieprzystępne i zakręcone, że nawet niektórzy wielce oddani fani
zmuszeni zostali do przerwania wspólnej podróży. Na szczęście,
„Supercollider” wraca do mentalnie zdrowego świata muzyki, zatrzymując
się gdzieś w rejonach „Hail to the Thief” i „Amnesiac”. Dostajemy dwa
utwory, w tym najdłuższe nagranie studyjne w historii zespołu,
zostawiające w tyle „Paranoid Android” i nawet „Motion Picture
Soundtrack” (choć tutaj różnica wynosi… trzy sekundy).
„Supercollider”, bo o nim mowa, zachwyca. Brzmieniem, nastrojem i
stopniową hipnotyzacją słuchacza. Oparty został na prostym, acz świetnym
motywie elektronicznym w tle i charakterystycznym „skowycie” Thoma
Yorke’a, nijak ma się do dźwiękowych łamańców z „Króla kończyn”. Strona b
tego singla to już całkowity powrót do sesji nagraniowej „Kid A” /
„Amnesiac”, przyjemna psychodelia, dziwaczny beat i bogate w emocje tło.
Słucha się równie przyjemnie.
A nawet za przyjemnie. Bo chciałoby się tak ze trzydzieści minut
więcej. Chciałoby się właśnie takie długogrające wydawnictwo Radiohead.
Zapewniam, że gdyby te dwie kompozycje trafiły na „The King of Limbs”,
nie miałbym najmniejszych problemów do zawyżenia swojej – jak
najbardziej sprawiedliwej – oceny tamtego wydawnictwa. Singiel polecam z
całego serca, takie prezenty sprawiają, że Record Store Day chciałoby
się przynajmniej czterokrotnie w ciągu roku.
8/10
Adam Piechota