QUEENSRYCHE – 1984 – The Warning

Queensryche - 1984 - The Warning

1. Warning
2. En Force
3. Deliverance
4. No Sanctuary
5. NM 156
6. Take Hold of the Flame
7. Before the Storm
8. Child of Fire
9. Roads to Madness

Rok wydania: 1984
Wydawca: EMI
http://queensrycheofficial.com/


Podczas trasy promującej EPkę QUEENSRYCHE, grupa napisała materiał na debiutanckiego długograja. Inspiracją była oprócz aktualnych wydarzeń na świecie powieść Georga Orwella „1984”. Zespół zarejestrował materiał w kilku studiach w tym w Abbey Road w Londynie, pod okiem producenta Pink Floyd: Jamesa Guthrie. Jednakże grupa znacznie przekroczyła budżet i wytwórnia EMI oddała miks materiału osobie właściwie postronnej. Członkowie zespołu zżymali się, że Val Garay kompletnie nie siedział w klimatach heavy metalowych i zmiksował utwory w sposób, który sam uważał za stosowny – a nie tak jak życzyłby sobie tego zespół. Ja podejrzewam zgoła co innego. Przypuszczam, że chciał zbliżyć się do brzmienia materiału poprzedniego. Co właściwie mu się udało. Ale czy tego życzyłby sobie rozwijający się band? Większym problemem było, to iż bez akceptacji grupy zmieniono kolejność utworów. Podobno członkowie Queensryche nienawidzili efektu końcowego.

Nie wiem jakie były zamiary i jakie grupa miała wizje. Fani przecież poznali dzięki pierwszej pełnej płycie zespół nawet o ile nie jako rozwijający się brzmieniowo, to na pewno kompozycyjnie. Kawałki zawarte na The Warning są bardziej rozbudowane, bardziej klimatyczne, ciekawsze. I już tutaj mamy utwory, które urosną do miana klasyków. Jak choćby kawałek tytułowy, czy kapitalny „Take Hold of the Flame”.
Tutaj już krystalizuje się stylistyka i zastosowane są charakterystyczne dla zespołu elementy i ozdobniki, jak choćby przesterowane narracje. Oczywiście warto zauważyć już na tym etapie zaangażowane politycznie teksty, co będzie za kilka lat jedną ze składowych sukcesu ich najlepszych płyt. Ponownie Geoff Tate dał poznać się jako gardłowy świetnie czujący się w górkach. Nawet jeśli zapędzał się na pogranicze falsetu, w ramach tego samego wersu potrafił zaczerpnąć z dołu swoich rejestrów, co zdecydowanie przydawało partiom wokalnym dynamiki. Grupa ponownie poświęciła sporo miejsca gitarom nieprzesterowanym, co z kolei tworzyło muzykę bardziej klimatyczną. Warto wymienić zamykający złożony utwór „Roads to Madness” który urasta niemalże do miana suity ze swoim niemal 10-cio minutowym czasem trwania. Nie sposób też nie wspomnieć o ścianach orkiestry, wprawdzie zastosowanej w ilościach oszczędnych, ale za to „creditsy” podają że za aranżacje i dyrygowanie orkiestrą odpowiedzialny był Michael Kamen.

Mimo, że sami członkowie grupy wieszali psy na produkcji, w pewnym momencie musieli z zaciśniętymi zębami brnąć w promocję albumu. Powiedzmy sobie szczerze, jak na debiutanta – wytwórnia zrobiła dla nich sporo (studio, producent, orkiestracje). W sumie Queensryche przypłacił za to wolnością i zamachem na ostateczną wizję. Dla fanów jednakże to pozycja szczególna. Nie dość że zawiera materiał naprawdę mocny, to już słychać rozwój w stosunku do krążka wcześniejszego. Jak wiadomo na sukcesy przyszło Queensryche jeszcze poczekać, ale też kolejna płyta „Rage for order”, tak jak omawiany „The Warning”, były niezłe, pożądne. Zresztą omawiamy ją z perspektywy czasu. Przyznam, że nie była to moja pierwsza płyta zespołu. A jeśli jak ja ktoś powracał do tego materiału z perspektywy Operation Mindcrime czy Empire, troszkę materiał ten traktował jak ciekawostkę.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz