1. Nothing
2. Mantis
3. Obsession
4. In the name of God
5. Blame
6. Way to nowhere
Rok wydania: 2010
Wydawca: Electrum Records
https://qube-pl.bandcamp.com/
Każdy utwór z „Incubate” to autentyczna perełka i o każdym można by napisać osobną recenzję.
Co by tu zrobić, żeby nowe dzieło lubelskiej grupy trafiło „pod
strzechy”? Hmmm, może by tak wokalista zaśpiewał u Rubika w nowym
oratorium? Gitarzysta prowadzący odbił Nergalowi Dodę, a gitarzysta
rytmiczny zaprezentował się w nowej edycji „Jak oni śpiewają?”. Wszak
śpiewać każdy może, a gorzej od uczestników tego „szoł” chyba już się
nie da… Basista i perkusista mogliby zaś spróbować sił w „Tańcu z
gwiazdami”, najlepiej jako para (nie żebym coś sugerował…), wtedy
zespołem Qube zainteresowaliby się nawet posłanka Senyszyn, filozofka
Środa, a może i Jacyków by chłopakom jakiś „imicz” na czasie pierdolnął,
którym by się potem jeden z opiniotfurczych magazynów zainteresował i
na „kawer” kapelę wrzucił, a może i jeszcze duży „interwiu” dał …
Przemyślcie tą (tę?) pijarowską koncepcję chłopaki, bo obawiam się, że
nawet gdybyście nagrali z dziesięć tak świetnych płyt jak „Incubate”, to
dowie się o tym ledwie garstka maniaków, a zorganizowanie dochodowej
trasy okaże się drugim „cudem nad Wisłą…”
A teraz do rzeczy, czyli do zawartości „Incubate”, drugiej płyty w
dyskografii kwintetu. Koncepcja podobna do debiutu sprzed czterech lat:
na dysku znajdziemy sześć dłuuuuugich kompozycji, łącznie ponad 50 minut
MUZYKI. Całe szczęście, że Qube nijak nie da się podciągnąć pod
kolejnego klona Amerykanów z Dream Theater, których tabuny lepszych lub
gorszych naśladowców skutecznie mogą zniechęcić do szyldu „prog metal”.
Lublinianie to zupełnie inna półka. Muzyka z „Incubate” raz atakuje z
mocą ciosu Mike’a Tysona, by za chwilę nabrać uroku Salmy Hayek.
„Lateralus” spotyka się tutaj z „Toxicity” i „Vermillion”, a wszystko
przyprawione jest szczyptą „And Justice For All” i… „Wish You Were
Here” (te charakterystyczne odgłosy, którymi wzbogacono parę
kompozycji). Każdy utwór z „Incubate” to autentyczna perełka i o każdym
można by napisać osobną recenzję. Tylko.. po co? Lepiej po prostu
włączyć płytę i słuchać, słuchać, słuchać… Wszystko jest tutaj
przemyślane, poukładane i zagrane z precyzją szwajcarskiego zegarka. Po
prostu: klasa światowa. Oby tylko świat się o takim zespole jak Qube
dowiedział…
10/10
Robert Dłucik